W ostatnich dniach telewizje zaserwowały nowości w swoich telewizjach śniadaniowych. Do "Pytania na śniadanie", "Dzień dobry TVN" czy "#Wstajemy!" dołączył program "halo tu Polsat" i "Poranek" nowej stacji wPolsce24. Przedstawiciele każdej z tych produkcji przekonują, że to ich propozycja jest najlepsza. Ale czy rzeczywiście? Sprawdziliśmy. Jedno z pewnością jest bezsprzeczne - nudy nie ma. Ale może być lepiej, bo jest sporo niedociągnięć - uważa Bartosz Pańczyk.
Telewizje śniadaniowe to moje guilty pleasure. Niestety w dobie ogromnej konkurencji, która rozmnaża się jak grzyby po deszczu, coraz częściej obserwuję w porannych programach przerost formy nad treścią. I ogromny chaos, którego wcześniej nie było. Zaczęto kombinować i czasem odbija się to produkcji czkawką. W tym przoduje "Dzień dobry TVN", które reagując na nową śniadaniówkę Polsatu, ściągnęło gwiazdy ze świata sportu, muzyki i filmu i zatrudniło ich na tydzień do wykonywania przeróżnych zadań w redakcji. Tym sposobem np. Piotr Adamczyk, a to rozmawia o endometriozie, a to o sztucznej inteligencji, by w końcu trafić do ogródka z Mają Popielarską i sadzić kwiatki. Pomieszanie z poplątaniem? Tak twierdzi spora część widzów w mediach społecznościowych, ale przecież na tym polega telewizja śniadaniowa, która jest jak bigos. Nic dziwnego, że po rozmowie o makijażach czy kąciku kuchennym, prowadzący rozmawiają z kimś o chorobach, by za chwilę rozprawiać o show-biznesie. Dzień jak co dzień, choć w przypadku Adamczyka rzeczywiście, czasami go za dużo, a innym razem jakby nie wiedział, co do końca robi.
Wcześniej mieliśmy tydzień z Adamem Małyszem i to był nokaut od widzów. Często można było odnieść wrażenie, że niektóre zadania, jakie dostał były skoczek, mocno go przerastają, ale robi dobrą minę do złej gry. No ale "show must go on", o programie jest głośno. Na pewno świetnym posunięciem było dołączenie do prowadzących Macieja Dowbora. Dzięki swojemu wieloletniemu doświadczeniu przed kamerą sprawia wrażenie, jakby w tym programie pracował co najmniej dekadę. Zyskuje na tym towarzysząca mu Sandra Hajduk, która u jego boku wspięła się warsztatowo do góry i wypada lepiej niż w duecie z Anną Senkarą. Jednak nie ma to jak mieć pod ręką zawodowca!
Za to o "Pytaniu na śniadanie", w którym emocje z początku roku po zwolnieniu wszystkich prowadzących opadły, cicho sza. I to dosłownie, bo zrobiło się zwyczajnie nudno. Problemem tej produkcji nie był np. Tomasz Kammel, który w TVP pracował za każdej władzy, a nie tylko w czasach reżimu. Ludzie zdenerwowali się na brak swoich ulubieńców i odpłynęli w siną dal. W ostatnich miesiącach największe zainteresowanie wzbudzały pyskówki szefowej programu Kingi Dobrzyńskiej z internautami, odsyłanie ich do TV Republika i obrażanie starej ekipy. To, że Ida Nowakowska jest "durną tancerką", a wspomniany Kammel "nadętym chłopczykiem", przejdzie już do historii i nigdy się od tego programu - w wydaniu obecnej ekipy - nie odklei. A przecież nie tak powinno być, by o programie mówiono głównie w kontekście tego, co wypisuje w internecie jego szefowa. Kiedyś nie było chyba dnia, byśmy nie przeczytali doniesień z programu skupionych na jego gwiazdach. A to np. media zalewały doniesienia o wpadkach Kurzopków, a to, co miała na sobie Ida Nowakowska czy jak kwitnie Małgorzata Tomaszewska w ciąży i PR programu robił się sam.
Propozycja Dwójki była najlepszym programem śniadaniowym z największą oglądalnością. Teraz ma z pewnością najpiękniejsze studio letnie, ale to jeszcze ogród z czasów Jacka Kurskiego, więc żadna zasługa nowego rozdania. Jeśli chodzi o tematy, to w większości przypadków nadal są lekkie, często ciekawe i przyjemne (tu biją na głowę "DDTVN", które na siłę stara się przeintelektualizować widzów), ale czuć, że coś jest nie tak. To też zasługa niektórych prowadzących - często wyraźnie zagubionych - przez których można czasem usnąć, bo je skutecznie ostudzają. Kiedyś śniadaniówka Dwójki zatrudniała osobowości z charyzmą. Czy dziś ktoś wymieni nazwisko kogokolwiek z gospodarzy poza Katarzyną Dowbor, Beatą Tadlą czy ewentualnie Katarzyną Pakosińską? Mam wrażenie, że póki co pomysłem tej śniadaniówki jest głównie branie na tapet tematów, które nie były poruszane za czasów poprzedniej władzy i odcinanie się niemal od wszystkiego, co było. A przypominam, że "Pytanie na śniadanie" za czasów Jacka Kurskiego przebijało wynikami "Dzień dobry TVN". Tymczasem ostatnio lepsze wyniki od produkcji Dwójki zanotowała nawet śniadaniówka Polsatu, która jest na rynku tydzień.
Jeśli chodzi o "wielką trójkę", to na razie "halo tu Polsat" wypada najsłabiej. Wszystko przez chaos i improwizację, która czasem przerasta nawet takich wyjadaczy jak Maciej Rock, Agnieszka Hyży, Katarzyna Cichopek i Maciej Kurzajewski. Program na razie raczkuje, więc trzeba jednak mieć do tego dystans i dać mu szansę. Niestety jego pozytywny odbiór zakłócają przeciągające się rozmowy (w żadnej śniadaniówce wywiady nie trwają tak długo jak tu), które często przerywane są łączeniem ze studiem "Wydarzeń", krzyczenie do kuchni z kanapy, irytujący lektor z poczuciem humoru lektora z "Love Island" czy... bloki reklamowe. Podczas nich można spokojnie zrobić śniadanie, wyjść z psem, wziąć prysznic, a program jeszcze nie wróci. W tym programie zdecydowanie brakuje większej różnorodności. Reportaży, materiałów z terenu czy gwiazd, które nie są związane z Polsatem. Ptaszki ćwierkają, że to się zmieni, więc trzymam za słowo, bo program ma duży potencjał.
Póki co problemem Polsatu jest też oprawa, która miała być najnowocześniejsza w Polsce. Nie wiem, czy pstrokate kolory studia to inspiracja Marylą Rodowicz i jej "Kolorowymi jarmarkami", ale gdy chce się ten program oglądać dłużej niż pięć minut, to potencjalny hołd dla piosenkarki męczy oczy i dekoncentruje. Śniadaniówka powinna być czymś pomiędzy kuchnią a salonem z naszych domów. A tu jest po prostu zimno i tak sterylnie laboratoryjnie jak u lekarza w poczekalni. Domowo nie jest.
Największym odkryciem tego programu jest niewątpliwie Ewa Wachowicz w kuchni. Choć rozmów z nią jest za dużo i czasem sprawia to wrażenie, że to sprytny zabieg, by wypełnić czas antenowy, bo programowi brakuje na razie materiałów, to jednak każda z nich jest ciekawa, pełna smaczków i anegdot albo śmieszna. Prowadząca "Ewa gotuje" ma taką charyzmę, że spokojnie powinna dostać szansę, by zostawić gary i zostać nową gospodynią tej śniadaniówki, gdy produkcja doczeka się kolejnej pary. Trzymam kciuki!
Wydawałoby się, że śniadaniówka TV Republika, czyli "#Wstajemy!" zaczynająca się najwcześniej, bo o godz. 6:00 rano będzie podobnie jak stacja, mocno kontrowersyjna. Nic bardziej mylnego. W tym programie na szczęścia nie ma polityki. Jednak wirtualne studio na green screenie woła o pomstę do nieba. Ładnie wyglądały za to ostatnio weekendowe wydania programu na łonie natury w najpiękniejszych miejscach w Polsce. Szeregi tej produkcji zasila Anna Popek i to zdecydowanie najmocniejszy filar programu. Widać, że była prowadząca "Pytanie na śniadanie" - przynosząc nawet na plan różne rekwizyty - robi wszystko, co może, by było ciekawie. Z innymi, którzy nie mają statusu gwiazdy jak ona, już tak dobrze nie jest.
Dobrze nie jest też w programie "Poranek" nowej stacji wPolsce24. Powiedziałbym nawet, że tam jest tragicznie. Podczas gdy program śniadaniowy powinien trzymać się z dala od polityki, "Poranek" - z Magdaleną Ogórek w roli głównej - jest nią naszpikowany. To narracja rodem ze starych "Wiadomości" TVP. Ważne społecznie tematy jak otyłość czy bezpieczeństwo dzieci w sieci, przeplatane są peanami prowadzących w stronę Prawa i sprawiedliwości i mocnymi atakami na Donalda Tuska i rząd. Magdalena Ogórek dba o to, by ironizować i ziać jadem. Jeśli ktoś nie chce sobie psuć z rana nerwów i woli wypić kawę w spokoju, polecam każdą inną śniadaniówkę. Chyba że ktoś lubi jazdę bez trzymanki i mocną propagandę już od porannych godzin, to z pewnością będzie zachwycony. A wy którą śniadaniówkę wybieracie? Dajcie znać w komentarzach i sondzie poniżej.