"Ranczo" emitowane było w TVP w latach 2006-2016. Choć wielu widzów chciałoby obejrzeć kontynuację perypetii mieszkańców Wilkowyj i ten temat wracał w ostatnich latach jak bumerang, tak się nie stało. Wydawało się, że powodem jest śmierć Pawła Królikowskiego, który odszedł w 2020 roku, a w "Ranczu" wcielał się w jednego z bardziej lubianych bohaterów, Kusego. Okazuje się, że problem z reaktywacją pojawił się już wcześniej. To, że nie ma nowych odcinków, ma być winą kilkuletniego prezesa TVP za rządów PiS, Jacka Kurskiego. Powiedział o tym Plotkowi Bartłomiej Kasprzykowski, czyli serialowy ksiądz Robert.
Jacek Kurski sprawował funkcję prezesa TVP w latach 2016-2022. Za jego prezesury "Ranczo" spadło z anteny. Mimo że wielokrotne powtórki serialu cieszyły się zawsze dobrą oglądalnością (zresztą można je oglądać do dzisiaj), produkcja nie dostała szansy kontynuacji. A twórcy byli na to otwarci. Powstały nawet scenariusze dalszych odcinków. Wszystko zablokowała tylko jedna osoba, bez której serial nie mógł zostać wskrzeszony. - Pomysł na powrót "Rancza" został zniszczony. To było w czasie, kiedy pan Kurski objął szefostwo w telewizji. On go nie chciał. Były pomysły reaktywacji, ale on wszystkie projekty odrzucił, wtedy, kiedy miałyby jeszcze tego kopa i nowe odcinki miałyby sens. Dzisiaj moim zdaniem powrót do "Rancza" nie jest możliwy - mówi Plotkowi Bartłomiej Kasprzykowski. Ponoć kontynuacja nie odstawała poziomem od tego, co widzieliśmy na antenie. - Nie miałem dostępu do scenariusza nowych odcinków. Słyszałem tylko o pomysłach. Na ich podstawie sądzę, że moje zaufanie do twórców nie zostałoby naruszone i to dalej byłoby to stare, dobre "Ranczo" - dodaje serialowy proboszcz i wspomina pracę nad hitem TVP.
- Tak wolny jak przy "Ranczu" nie czułem się wcześniej w żadnym projekcie. Tam były odcinki tak pisane, że przychodziliśmy na próby tekstowe, które odbywały się z reżyserem i całą obsadą, która uczestniczyła w scenie i od razu się rozumieliśmy. Po takiej próbie czytanej, jednej właściwie, wiedzieliśmy wszystko i mogliśmy kontynuować już tematy towarzyskie, dopóki nie rozstawią się światła i nie zaczniemy grać. Nie trzeba było nic poprawiać, bo wszystko było jasne i oczywiste. Tak lubiliśmy tę pracę, że szkoda, że nie udało się jej powtórzyć.
Bartłomiej Kasprzykowski może na pocieszenie spełniać się teraz przy kontynuacji innego serialu. Mowa o produkcji "Camera Cafe. Nowe parzenie", które od 25 grudnia będzie można oglądać na Playerze, a w przyszłości w TVN. To powrót z nowymi odcinkami po niespełna 20 latach. - To dobra odskocznia od obyczajowych "Przyjaciółek". Tam moje wątki nie są komediowe, bo mojego bohatera spotyka wiele dramatyzmu. Tymczasem "Camera Cafe" to inny świat. Duży oddech i dobra dawka śmiechu. Co ciekawe, marzyłem o tym, by wziąć w tym projekcie udział już w czasach, gdy byłem studentem szkoły teatralnej. Jak widać, warto marzyć. Nie miałem więc najmniejszej wątpliwości, by zagrać w kontynuacji - przyznał w rozmowie z Plotkiem Bartłomiej Kasprzykowski.