W najbliższych dniach, po nominacji nowego rządu, w TVP mają zajść wielkie zmiany. Pisaliśmy, że ze stacją - poza Danutą Holecką - prawdopodobnie rozstanie się wiele gwiazd, jak np. Anna Popek, Ida Nowakowska, Tomasz Wolny i Magdalena Ogórek. Rewolucje te komentuje specjalnie dla nas Maciej Orłoś, który z TVP odszedł w 2016 roku. Wcześniej przez 25 lat prowadził tam "Teleexpress". Jaki powinien być według niego klucz zapowiadanych zwolnień? Prezenter nie ma żadnych wątpliwości.
Dopiero co Bartłomiej Kasprzykowski rozmawiał z nami o zwolnieniach w TVP. Według aktora, który wyreżyserował spektakl "Telewizja kłamie", osoby, które nie wykonywały politycznych poleceń, zajmowały się w TVP tylko rozrywką i prowadziły programy, które były już na antenie za poprzednich władz, nie powinny teraz znikać z wizji. Porozmawiał o tym z nami również Maciej Orłoś. Dziennikarz zgadza się z aktorem tylko co do tego, że dla pracowników programów informacyjnych nie ma już miejsca na antenie. - W przypadku twarzy z pierwszej linii, czyli z pionu informacji i publicystyki, sprawa jest ewidentna: były one częścią machiny propagandowej PIS-u, były funkcjonariuszami i funkcjonariuszkami tej partii, dbającymi bardzo aktywnie o interesy polityczne Jarosława Kaczyńskiego i jego ugrupowania. W związku z tym nie ma dla nich miejsca w telewizji publicznej - ci ludzie się skompromitowali, stracili całkowicie wiarygodność jako dziennikarze (którymi przestali być). Zresztą nie dotyczy to tylko twarzy, czyli prezenterów czy reporterów, dotyczy to także oczywiście np. wydawców - mówi Plotkowi Maciej Orłoś i pochyla się nad pracownikami niezwiązanymi z serwisami informacyjnymi TVP.
Kolejna grupa to ludzie z innych pionów, czyli np. z rozrywki i sportu. To jest temat omawiany od dawna - czy jak ktoś prowadzi program lifestyle'owy w reżimowej stacji, to jest twarzą reżimu, czy nie jest? Przerabialiśmy to dobrych kilka razy przy okazji festiwali w Opolu: czy jak artysta śpiewa w Opolu na antenie rządowej, propagandowej telewizji, to staje się częścią tego propagandowego przekazu stacji czy nie? W moim przekonaniu jak najbardziej tak, bo swoją obecnością na antenie tejże reżimowej stacji tę właśnie stację i jej reżimowy kształt autoryzuje, legitymizuje - stwierdza dziennikarz.
Maciej Orłoś nie rozumie osób, które w czasach rządów PiS pojawiały się w TVP i nie widzą w tym nic złego. - Występujesz na antenie tej samej telewizji, która codziennie kłamie, manipuluje widzami, sieje nienawiść, szczuje etc. Więc jak to jest? Udajesz, że tego szczucia nie ma? Bagatelizujesz? Albo zamykasz oczy, na zasadzie "mnie to nie dotyczy"? Albo naprawdę wiesz, że to wszystko to zło, ale po prostu brakuje ci odwagi, żeby coś z tym zrobić? A może to głupota - nie potrafisz łączyć kropek i tyle? Nie potrafię zrozumieć tych ludzi. Nie rozumiem, jak można nie reagować na ewidentne zło dziejące się w przestrzeni TVP w ostatnich latach - zwraca uwagę Maciej Orłoś i podaje przykłady. - Proszę bardzo: nagonki na Jurka Owsiaka i WOŚP, hejt na LGBT, atak na Adama Bodnara, hejt na Marcina Matczaka i jego syna, nienawistne, manipulujące paski w "Wiadomościach" i TVP Info, absolutnie bezprecedensowe szczucie na Donalda Tuska, ale też na innych polityków demokratycznej opozycji. To tylko przykłady, pierwsze z brzegu - mówi nam.
Nie można udawać, że nie ma szczekaczki, skoro ona jest. Nie można udawać, że mnie to nie dotyczy, bo ja co prawda jestem częścią szczekaczki, ale w innym dziale. Oczywiście, można powiedzieć, że ci ludzie stali się ofiarami, że oni nie powinni być stawiani w tak wątpliwej moralnie sytuacji, bo mają prawo spokojnie sobie pracować. Zwłaszcza ci w wieku przedemerytalnym (i niekoniecznie chodzi mi o panią Holecką). No, ale skoro granice zostały przekroczone, a zostały, co właśnie wyjaśniłem, to nie da się tak po prostu spokojnie pracować - dodaje Orłoś.
Maciej Orłoś mówił niedawno, że nie wyklucza powrotu na Woronicza, jeśli w telewizji zajdą zmiany i nie będzie tam osób, które w ostatnich latach przykładały się do jej upadku i propagandy. - Nie wyobrażam sobie, że wracam po tych prawie ośmiu latach do TVP i pracuję tam z ludźmi, którzy przez ostatnie lata służyli złu, czyli telewizji, która stała się pisowską szczekaczką. To jest zupełnie niemożliwe - stwierdza Orłoś.
Były prowadzący "Teleexpressu" dziwi się, że pracownicy TVP nie protestowali w ostatnich latach, gdy kolejne granice w stacji były przekraczane. W związku z tym stracili według niego teraz szansę na dalszą pracę w stacji. - Zastanawiam się - tak przy okazji - dlaczego przez te wszystkie ostatnie lata ewidentnego łamania przez PiS wszelkich zasad funkcjonowania mediów publicznych nie było żadnego protestu z wewnątrz. Żadnego listu, w którym środowisko dałoby wyraz swojemu oburzeniu na to, co władza wyprawia z mediami publicznymi. W PRL-u ludzie pisali listy protestacyjne do władz, mimo że mogły ich za to spotkać prawdziwe represje. A w wolnej Polsce, co mogłoby grozić za podpis pod listem protestacyjnym? Może utrata pracy - trudno, znajdzie się inna praca. Natomiast niewątpliwa korzyść jest taka, że można spokojnie patrzeć w lustro - podsumowuje w rozmowie z Plotkiem.