Dorota Naruszewicz pod koniec 2023 roku poinformowała o śmierci mamy. Gwiazda słynna dzięki roli Beaty Chojnickiej z "Klanu" czy matki Jagiełły w "Koronie królów" ostatnie lata życia poświęciła na opiekę nad rodzicielką, która chorowała na alzheimera. Początek diagnozy był dla aktorki wielkim szokiem. Publiczna ochrona zdrowia nie zapewniła jej fachowych informacji, a choroba postępowała w zatrważającym tempie. Przeszła wiele ciężkich chwil i momentów bezradności. - Nic nie wiedziałam. Lekarz nie dał mi żadnych wskazówek poza lekami, zaleceniami typu proszę się dobrze odżywiać, aktywizować, wychodzić na spacery. A przecież chory i jego rodzina powinni otrzymać pakiet wszelkich informacji na temat pomocy, tego, co robić lub gdzie jej szukać - mówiła w "Fakcie" Naruszewicz.
Aktorka zwróciła uwagę, że czasem starsze osoby nie mają nikogo, kto pomógłby im w codzienności i skierował jak najszybciej do specjalistów. - Tu potrzebna jest jak najszybsza współpraca trzech specjalizacji, konsultacje w pakiecie w jednym miejscu: psychiatra, psycholog, neurolog. Tymczasem zdarza się, że po wyjściu z gabinetu lekarskiego pacjent pozostawiony jest sam sobie - dodała.
O tym, że jej mama ma alzheimera, Dorota Naruszewicz dowiedziała się pod koniec 2017 roku. Aktorka, idąc z mamą do lekarza, nie podejrzewała diagnozy. Myślała, że kobieta cierpi na depresję, więc to, co usłyszała w gabinecie lekarskim, było dla niej zaskoczeniem. Po tym zdała sobie sprawę, że pierwsze objawy choroby pojawiały się u jej mamy już trzy lata wcześniej.
Początki były typowe. Pani Bożena zaczęła się izolować i zapominać o drobnych rzeczach. Stała się też apatyczna. - Po raz pierwszy w życiu zdarzyło się jej zapomnieć o moich urodzinach. Ale nawet wtedy do głowy mi nie przyszło, co może być tego przyczyną. Myślałam, że mama straciła poczucie czasu, bo za dużo siedzi w domu. Przecież czasem wystarczy kilka dni spędzonych w domu, by człowiek nie był pewien, jaki jest dzień tygodnia. Takie sytuacje łatwo się usprawiedliwia. A to błąd - mówiła w "Fakcie" i opowiadała, jak jej mama zaczęła powoli zamykać się na otaczający ją świat. Gdy pytała ją, jak się czuje, słyszała, że fantastycznie i do szczęścia nie potrzebuje wychodzenia z domu.
Coraz mniej jej się chciało. Przestała wyjeżdżać na wakacje, zaczęła się izolować. Z rodziną mogliśmy ją odwiedzać, ale ona za nic nie chciała przyjechać do nas. Bardzo źle reagowała na pogorszenie pogody. Doszło do tego, że przestała w ogóle wychodzić z domu. Alzheimer to choroba podstępna. Ma wiele odcieni i każdy przypadek jest inny
- zwróciła uwagę Dorota Naruszewicz.
Gdy aktorka opowiadała w 2019 roku o chorobie mamy w "Fakcie", wstydziła się, że gdy nie znając diagnozy, na pierwsze objawy choroby mamy reagowała złością. - Irytowało mnie, że mama nagle, mówiąc kolokwialnie, zdziadziała. Teraz jak o tym pomyślę, bardzo mi wstyd. Przecież to nie była jej wina - przyznała aktorka. Po usłyszeniu diagnozy, aktorka rzuciła się do internetu i znalazła grupy wsparcia. Spotkała się z osobami, których bliscy chorowali i usłyszała od nich wiele przydatnych informacji. Gdy mama stała się już dla siebie poważnym zagrożeniem i wymagała całodobowej opieki, zapewniła jej w 2020 roku miejsce w prywatnym domu opieki w Milanówku, w którym bardzo często ją odwiedzała.
Choroba wpływa na życie rodziny w wielu wymiarach. Wiąże się z koniecznością sprawowania stałego nadzoru i opieki nad osobą chorą, która powoli staje się niezdolna do samodzielnego funkcjonowania. Postępuje utrata pamięci, pojawiają się problemy w orientacji przestrzennej, kłopot z wykonywaniem codziennych czynności. Chorzy mogą stwarzać zagrożenie dla siebie i dla otoczenia. Pamiętajmy, że musimy zadbać nie tylko o najbliższą osobę, członka rodziny, ale również o swoją psychikę
- relacjonuje Naruszewicz.
W domu opieki mama Doroty Naruszewicz mogła liczyć na codzienną rehabilitację i zajęcia pobudzające pamięć. Miała też kontakt z większą liczbą ludzi niż wcześniej. Pokój dzieliła z sąsiadką. - Mam duszę opiekuna, mogłabym z mamą mieszkać i się nią zajmować. Niestety opieka nad chorym jest bardzo trudna. Mama jest już na etapie małego dziecka. Nie mogłam jej już poświęcić całej uwagi. Mam dzieci i nie chciałabym, by ktokolwiek na tym ucierpiał - mówiła dawniej w "Fakcie" aktorka. Jakiś czas później okazało się, że postępująca choroba mamy zbiegła się z rozwodem byłej gwiazdy "Klanu" i jej 50. urodzinami.
Dorota Naruszewicz była żoną prawnika, Tomasza Żórawskiego, którego poślubiła w 2005 roku po dziesięciu latach związku. Małżeństwo doczekało się dwóch córek: Niny (ur. 2003) oraz Nelli (ur. 2005). Zapewniała, że rozstała się z mężem w przyjaznych stosunkach. Po rozwodzie wyprowadziła się ze wspólnej willi na Wilanowie i zamieszkała z córkami w bloku. Gdy na 50. urodziny jej serialowa matka z "Klanu", czyli Barbara Bursztynowicz, życzyła jej nowej miłości, Naruszewicz zapewniała, że zupełnie o tym nie myśli. - Tak, jak powiedziała Monica Bellucci: "Nawet po wieloletnim związku, dobrze czasem być samym, nie należy obawiać się samotności". To daje możliwości, na poznanie siebie, nowej sytuacji - śmiała się w "Dzień dobry TVN".
Nie znaczy jednak, że życie w pojedynkę przyszło jej z łatwością. Aktorka w podcaście "Damy w mieście" mówiła, że najtrudniejszym okresem po rozwodzie był dla niej wrzesień. Córki aktorki przebywały wtedy u ojca i po raz pierwszy nie uczestniczyła w ich przygotowaniach do szkoły. Sięgnęła po pomoc specjalisty, - Wtedy załapałam bardzo solidnego doła. Ale wiedziałam, że muszę się ogarnąć, ponieważ dzieci zaraz do mnie wrócą. Poszłam do psychiatry, pogadałam, popłakałam. On mi pomógł. Nie bałam się pomóc sobie w momencie, gdy poczułam, że nie jest fajnie. Trzeba patrzeć w przód i walczyć o siebie. Jeśli trzeba podjąć trudną decyzję o wizycie u specjalisty, to nie ma na co czekać - dodała.
Teraz nadszedł czas na przeżycie żałoby. 29 grudnia 2023 roku Dorota Naruszewicz poinformowała na Facebooku, że jej mama zmarła tego dnia o godzinie 11:30. Miała 79 lat.