Pod koniec stycznia Melania i Donald Trumpowie opuścili Biały Dom. Teraz, za sprawą Stephanie Grisham, która pełniła funkcję rzeczniczki Białego Domu, na jaw wyszły prywatne wiadomości Melanii dotyczące ataku na Kapitol. W książce "I'll Take Your Questions Now: What I Saw in The Trump White House", której fragment został uzyskany przez portal Politico, ujawniła treść ich konwersacji. Po tym, jak zwolennicy Trumpa (który przegrał wybory) wtargnęli do gmachu 6 stycznia, Grisham miała zapytać Melanię, czy w jej imieniu zamieścić tweet z przekazem, że nie ma miejsca na przemoc podczas protestów.
Czy chcesz zatweetować, że pokojowe protesty są prawem każdego Amerykanina, ale nie ma miejsca na bezprawie i przemoc? - brzmiało pytanie.
Na co Trump odpisała:
Nie - tym samym okazując, że nie interesuje ją to, co się dzieje wokół niej.
Rok 2018 nie był zbyt łaskawy dla Melanii. Na językach była nie tylko ze względu na wystrój Białego Domu i "krwawe" choinki. Kontrowersje wzbudziła jej kurtka, którą wybrała na spotkanie z dziećmi imigrantów. Znalazł się na niej napis "I really don't care, do u?", co w wolnym tłumaczeniu oznacza "Mam to gdzieś, a wy?". Rzeczniczka Białego Domu później tłumaczyła, że nie był to żaden przekaz i żeby się nie doszukiwać ukrytych znaczeń.
To kolejna sytuacja, w której Melania Trump nie do końca dostosowała stylizację do sytuacji. W 2018 roku sadziła drzewo przed Białym Domem, jednak zrobiła to ubrana w drogie rzeczy. Miała na sobie piękną spódnicę w kwiaty od Valentino, wartą cztery tysiące dolarów, do niej dobrała różową, obcisłą bluzkę. Wybrała także wysokie, 12-centymetrowe szpilki od Louboutina. Jej ubiór był później szeroko komentowany, niektórzy nie powstrzymali się od uszczypliwości:
Tak, ja też zakładam szpilki, kiedy idę pracować w moim ogrodzie, bo nigdy nie wiem, kiedy ktoś zrobi mi zdjęcie - pisali niektórzy.
Żona Donalda Trumpa nigdy nie ukrywała swojej słabości do premiera Kanady. Do historii przeszło zdjęcie, na którym wymieniała się pocałunkami z Justinem Trudeau. Niektórzy internauci byli pewni, że Melania podkochuje się w nim. Głos zabrała później ekspertka od mowy ciała. Uznała, że te teorie są błędne, a taki kadr wynikał jedynie z niefortunnego ustawienia aparatu. Przekonuje was to wytłumaczenie?
Jednak do największego zaskoczenia doszło na pod koniec zeszłego roku. Do mediów trafiły wtedy taśmy, na których Melania nie przebiera w słowach. Pierwsza dama raczej nie zabierała głosu, dlatego jej reakcja w rozmowie z przyjaciółką mocno poniosła się w mediach. Wyraziła żal, że nikt nie docenia jej pracy mimo ogromu starań. Oprócz tego obraziła aktorkę z filmów dla dorosłych, która miała mieć romans z jej mężem.
Wpisz sobie w Google i przeczytaj o tym. Annie Leibovitz zrobiła sesję zdjęciową tej pornodz*wce. Będzie na okładce "Vogue'a" - mówiła na nagraniu.
Stephanie Wolkoff, która rozmawiała wtedy z Melanią, wymusiła na niej podanie imienia kobiety. "Stormy" [Stormy Daniels - przyp. red.] - przyznała Trump.
Melania Trump wprowadziła swoje porządki w Ogrodzie Różanym, który został urządzony jeszcze przez Jackie Kennedy i służył kolejnym prezydentom podczas wielu konferencji prasowych. Za kadencji Donalda Trumpa pojawiły się tam co prawda udogodnienia dla osób niepełnosprawnych, jednak zniknęła część wypoczynkowa, a także kolorowe rośliny, które zdobiły go wcześniej. To nie spodobało się Amerykanom.
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli odnowić tę ikoniczną i naprawdę wspaniałą przestrzeń. Zmiany są wynikiem przemyślanego i opartego na współpracy procesu, starannie opracowanego przy pomocy naukowców i ekspertów w dziedzinie architektury, ogrodnictwa, projektowania i ochrony zabytków - napisała Melania Trump.
Gdy opuściła Biały Dom, Amerykanie napisali petycję do Jill Biden, by ta przywróciła miejscu dawny blask.
Po tym, jak okazało się, że to Joe Biden wygrał wybory, Melania Trump nie zaprosiła do Białego Domu jego żony, Jill. Tym samym zignorowała zwyczaj panujący od lat 50. XX wieku. Spotkanie pań służy temu, by nowa pierwsza dama poznała prywatną część posiadłości.
Na Melanię spadła też krytyka po tym, jak pojawiła się na głosowaniu bez maseczki. Wtedy w USA odnotowywano najwięcej zakażeń koronawirusem. Głos zabrała jej rzeczniczka, wspomniana Stephanie Grisham. Kobieta potwierdziła, że pierwsza dama oraz wszystkie osoby, które jej towarzyszyły, zostały przetestowanie na COVID-19, więc zasłanianie ust i nosa było w tym przypadku zbędne.