5 listopada 2018 roku zmarła Irena Dziedzic, legendarna dziennikarka i spikerka, przez lata związana z Telewizją Publiczną. Informację o jej śmierci podano do publicznej wiadomości dopiero w styczniu 2019 roku, a okoliczności jej odejścia były na tyle tajemnicze, że prokuratura zmuszona była wszcząć śledztwo.
Zobacz też: Irena Dziedzic uciekała przed wierzycielami. "Miała długi opiewające na 700 tys. zł". Ujawniono nowe fakty
W toku sprawy ujawniono, że Irena Dziedzic borykała się z finansowymi kłopotami, a we wrześniu 2012 roku przepisała swoje mieszkanie na Saskiej Kępie niespokrewnionemu z nią Bogdanowi B. Mężczyzna wypłacił prezenterce 235 tysięcy złotych oraz zobowiązał się przelewać na jej konto 4500 złotych co miesiąc, aż do jej śmierci.
Spekulowano, że kobieta mogła zostać otruta lekami. Badania toksykologiczne wykazały jednak, że substancje obecne w organizmie dziennikarki były przyjmowane w celach medycznych i nie przyczyniły się do jej śmierci. Na początku sierpnia warszawska prokuratura umorzyła sprawę.
Zobacz też: Śmierć Ireny Dziedzic była owiana tajemnicą. Spekulowano, że została otruta. Teraz na jaw wyszły nowe fakty
Polska Agencja Prasowa dotarła do materiałów ze śledztwa, które rzucają nowe światło na ostatnie lata życia Ireny Dziedzic. Jak podaje portal RMF 24, spikerką zajmowała się "pani doktor o imieniu Basia", którą dziennikarka poznała w przychodni. Kobieta zatrudniła do pomocy dwie osoby z Ukrainy, a podczas przesłuchania opowiedziała o skandalicznych warunkach, w jakich mieszkała jej podopieczna:
Mieszkanie było brudne, zarobaczone, panował fetor, nie było ani jednej rzeczy nadającej się do ubrania. Naczynia były brudne, kuchenka gazowa uległa rozszczelnieniu i ulatniał się gaz - przyznała.
Problem stanowiły również wysokie rachunki i nieuregulowane zapłaty za usługi. Rentę Dziedzic zajął komornik, dlatego "pani Basia" podpisała z dziennikarką notarialne upoważnienie do korzystania z rachunków bankowych, na które Bogdan B. przelewał pieniądze. Zdaniem "pani Basi" 93-latka do końca życia zachowywała się logicznie i miała świadomość podpisywanych dokumentów.
Właściciel mieszkania Dziedzic o istnieniu "pani Basi" i pogarszającym się stanie zdrowia spikerki dowiedział się od sąsiada, z którym miał kontakt telefoniczny. Bogdan B. odwiedził mieszkanie 93-latki, a z jego zeznań wynika, że kobieta zachowywała przytomność, choć kontakt z nią był utrudniony. Warunki, w których żyła Dziedzic nazwał "urągającymi". Prezenterka "przebywała w ciemności" i miała niezdjęte szwy po złamaniu nogi oraz wykonanej kilka miesięcy wcześniej operacji kończyny dolnej. Przerażony Bogdan B. zgłosił sprawę do prokuratury.
25 października 2018 roku Dziedzic została zabrana przez pogotowie do Szpitala Grochowskiego, gdzie stwierdzono u niej niewydolność krążenia z bradykardią. Zgon nastąpił 5 listopada o godzinie 13.
Została pochowana na cmentarzu w Laskach.