Dlaczego Tomasz Lis został zwolniony z "Newsweeka"? Na początku odpowiedź na to próbował znaleźć Szymon Jadczak, który w opublikowanym na WP.pl artykule zebrał wyznania pracowników redakcji. Anonimowi dziennikarze twierdzili, że redaktor naczelny dopuszczał się wobec nich mobbingu. Później opinią publiczną wstrząsnęła relacja Renaty Kim, która napisała w mediach społecznościowych, że była jedną z ofiar Lisa. Teraz "Gazeta Wyborcza" dotarła do kolejnych szokujących informacji.
Rafał Kalukin przez jakiś czas był związany z "Newsweekiem". Po tym, jak w mediach zaczęły się pojawiać kolejne zarzuty wobec Lisa o mobbing, dziennikarz stwierdził, że został zwolniony za coś innego. Na Facebooku żony opublikował wpis, w którym podzielił się swoją wiedzą.
To przecież oczywiste, że Lisa nie skasowali za żaden mobbing ani skargi sprzed paru lat. Firma doskonale wiedziała, jak zarządzał ludźmi. Kiedy miałem scysję z Lisem w (chyba) 2013 r., dział HR był wręcz wspólnikiem w heblowaniu mojej skromnej osoby. Wręczono mi tam naganę z jakiegoś powodu z dupy wziętego, czego haerowiec w rozmowie nawet nie ukrywał. (...) Lis wyleciał, za co wyleciał, a my się o tym kiedyś oficjalnie dowiemy bądź nie. Na mojego nosa takie historie wcześniej czy później zawsze jednak wychodzą. Z tego co wiem, wyleciał za coś znacznie gorszego.
Teraz Piotr Głuchowski na łamach "Gazety Wyborczej" potwierdził te słowa i rzucił nowe światło na sprawę.
Zgadzam się z Kalukinem, że to, za co Lis faktycznie wyleciał, prędzej czy później ujrzy światło dzienne - moim zdaniem prędzej. Tym bardziej, że jest to po prostu SMS (lub kilka SMS-ów) skierowany do jednej z młodych pracowniczek koncernu Ringier Axel Springer Polska, która postanowiła rzecz ujawnić szefom. Tę informację potwierdziłem w trzech źródłach.
Jak myślicie, jaka mogła być treść tych SMS-ów?