Od czasu październikowych wyborów parlamentarnych mówi się, że w TVP zapanowała "atmosfera jak na Titanicu". Donald Tusk, który niedawno został zaprzysiężony na nowego premiera, zapowiadał bowiem rewolucję w mediach publicznych. Jak pisaliśmy, wielu pracowników, w obawie przed zwolnieniem, samemu zaczęło rezygnować ze stanowisk. Najgłośniej było o odejściu szefowej "Wiadomości" oraz twarzy propagandy - Danuty Holeckiej, która rozwiązała z Telewizją Polską dwie umowy, a także odejściu Michała Adamczyka. Teraz okazuje się, że korytarze Woronicza zaczynają świecić pustkami również dlatego, że coraz więcej pracowników jest na zwolnieniu lekarskim.
Jak informowała Gazeta.pl, w murach TVP obecnie trwa wojna domowa. Informator portalu określił obecną sytuację w Telewizji Polskiej mianem "pożaru w burdelu". Chodzi oczywiście o konflikt prezesa TVP Mateusza Matyszkowicza z grupą z Placu Powstańców, a więc Michałem Adamczykiem, Samuelem Pereirą i Marcinem Tulickim. Ponadto obecnie nikt nie chce prowadzić "Wiadomości". Okazuje się, że to nie koniec kłopotów, bo jak informują Wirtualne Media, do tego wszystkiego dochodzą masowe zwolnienia lekarskie, które nagle zaczęli brać kolejni pracownicy stacji. Według nieoficjalnych informacji portalu na L4 przebywa obecnie jedna z twarzy "Wiadomości" - Anna Bogusiewicz. Pracownica ma wrócić na Woronicza dopiero w nowym roku - a dokładnie pod koniec stycznia 2024 roku. Na zwolnieniu lekarskim jest ponadto Marta Kielczyk, reporterzy Kamil Trzaska i Bartosz Łyżwiński. Ostatni z wymienionych złamał nogę, pozostali prawdopodobnie powrócą do pracy wcześniej niż on. Od 8 grudnia na antenie "Planu dnia" nie pojawia się także Ewa Bugała. Przypomnijmy, że o chorobie niedawno informował również Miłosz Kłeczek, który w ten sposób tłumaczył swoją absencję na wizji i korytarzach Sejmu.
O tym, że coraz więcej pracowników TVP przebywa obecnie na L4, informowała też wcześniej Wirtualna Polska. "Kolejni pracownicy idą na zwolnienia albo urlopy" - mówił informator portalu. To samo źródło mówiło wówczas o "dziwnej chorobie, która szerzy się wśród kolejnych pracowników". "To dolegliwość związana z powołaniem rządu Tuska. Zapada na nią coraz więcej osób. Jak ludzie będą dalej w takim tempie odchodzić, to nie będzie kogo zwalniać" - kpił informator Wirtualnej Polski.