Trwające od marca światowe tournée Taylor Swift "The Eras Tour" jest dopiero w połowie drogi, a już stało się najbardziej dochodową trasą koncertową kobiety, spychając z podium na dalsze miejsca Beyoncé i Madonnę. Wokalistka jest na dobrej drodze pokonać także Eltona Johna, który dzierży ten rekord w rankingu ponad podziałem na płeć. Jak donosi brazylijski dziennik "Folha de Sao Paulo", w piątek 17 listopada tuż przed koncertem Taylor Swift w Rio de Janeiro doszło do tragedii. Z powodu ekstremalnie wysokich temperatur, 23-letnia uczestniczka koncertu zasłabła i była reanimowana. Pomimo natychmiastowej pomocy, Ana Clara Benevides zmarła w szpitalu z powodu zatrzymania krążenia i oddychania.
Taylor Swift wydała oświadczenie na Instagramie, w którym wyraża głębokie poruszenie tragedią. "Nie wierzę, że piszę te słowa, ale ze złamanym sercem muszę powiedzieć, że tuż przed moim koncertem straciliśmy jednego z fanów. Nie jestem w stanie nawet powiedzieć, jak bardzo jestem wstrząśnięta. Mam niewiele informacji, poza tą, że była taka piękna i taka młoda" - napisała artystka. Swift zapowiedziała także, że nie będzie poruszać tragicznego tematu podczas kolejnych koncertów. "Nie będę w stanie mówić o tym ze sceny, bo czuje się przeciążona żałobą. (...) To ostatnia rzecz, o której myślałam, że się wydarzy podczas trasy koncertowej w Brazylii" - czytamy.
Przystanek trasy Taylor Swift w Rio de Janeiro zbiegł się z nieprawdopodobną falą upałów, która nawiedziła Brazylię. W jednej z dzielnic miasta temperatura odczuwalna sięgnęła niemal 60 stopni Celsjusza. Brazylijski Narodowy Instytut Meteorologiczny wydał alerty najwyższego stopnia. Lokalne media donoszą, że w sali koncertowej, w której zagrała Swift, było ok. 50 stopni Celsjusza. W trakcie koncertu gwiazda rzucała ze sceny fanom butelki wody. Meteorolodzy alarmują, że zjawisko spowodowane jest z globalnym ociepleniem i zjawiskiem El Nino.