Jacek Kurski 19 grudnia najadł się strachu. W domu byłego prezesa TVP pojawiła się policja. Wezwał służby, ponieważ zaniepokoiła go przesyłka, którą miała odebrać niania. Funkcjonariusze przewieźli pakunek w bezpieczne miejsce. Okazało się, że nie było powodów do niepokoju, a kontrola miała wykazać, że w środku nie znajdowały się materiały wybuchowe. Joanna Kurska z córką przebywały wtedy poza domem.
Jacek Kurski miał przestraszyć się podejrzanej paczki, ponieważ wcześniej podobno otrzymywał pogróżki. "Super Express" ustalił, że gdy wraz z żoną spodziewali się dziecka, ktoś miał im wysłać paczkę, w której znajdowały się ludzkie zęby i kości.
Dodatkowo w ostatnim czasie było głośno o sytuacji w Siecieborzycach. Ktoś zostawił pod jednym z domów paczkę, która po otwarciu miała wybuchnąć. Trzy osoby zostały ranne: dwoje dzieci w wieku dwóch i siedmiu lat oraz ich matka. Kobieta jest w ciężkim stanie:
Wszystkie poszkodowane osoby w chwili udzielania im pomocy przez medyków były przytomne. Najciężej ranna została kobieta, którą śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał do szpitala w Zielonej Górze. Jej dzieci pojechały tam w karetkach - informował Marcin Maludy, rzecznik lubuskiej policji.
Zobacz też: Córka Kurskich w spocie TVP. Dostała się bez castingu. Stacja zabiera głos
Do szpitala trafiła też starsza kobieta, babcia dzieci, która zasłabła. Zabrano ją na oddział kardiologiczny, jednak jej stan jest stabilny. Nieoficjalnie mówi się, że śledczy będą badać sprawę w kontekście usiłowanie zabójstwa.