• Link został skopiowany

Polskie gwiazdy być może teraz najpierw pomyślą, a potem napiszą. Barbara Kurdej-Szatan przeszarżowała i płaci karę. "Nieproporcjonalną!"

Barbara Kurdej-Szatan zapłaciła właśnie jedną z najwyższych cen w show-biznesie za osławiony post na Instagramie. Straciła pracę, jej kontrakty reklamowe są zagrożone, a ona sama próbuje teraz zachować twarz.
Barbara Kurdej-Szatan
Fot. Barbara Kurdej-Szatan / Instagram

Więcej na temat sytuacji na polsko-białoruskiej gazety przeczytasz również na stronie głównej Gazeta.pl > > >

Barbara Kurdej-Szatan, jak każdy z nas, od dwóch miesięcy bombardowana jest w mediach społecznościowych zdjęciami dzieciaków na polsko-białoruskiej granicy. Każdy, kto własne dzieci ma, wie, że takie obrazki i opisy na długo zostają w pamięci. Aktorka w pewnym momencie pękła i dała upust emocjom na Instagramie. Napisała, co myśli - pojechała po bandzie i na pewno zrobiła to o WIELE za ostro. Jak na osobę, która żyje ze słowa i wie, jak może zostać odebrana przez innych, wykazała się nadzwyczajną krótkowzrocznością. Gdy porównała straż graniczną do "morderców", być może liczyła na wsparcie obserwatorów w mediach społecznościowych, zamiast tego spadła na nią fala krytyki.

Zobacz wideo Według jakich zasad pracują dziennikarze TVP? Wybierz serwis

Barbara Kurdej-Szatan współczesnym autorytetem?

Nagle z osoby, która zawsze była chwalona za mówienie tego, co myśli na różne tematy, stała się persona non grata. Klaskaliśmy, kiedy wspierała Strajk Kobiet (sondaż United Surveys dla "Wprost", listopad 2021 - ponad 50 proc. popiera prawo do aborcji do 12. tygodnia ciąży), dziękowaliśmy za wsparcie osób LGBT (w sondażu Ipsos dla OKO.press przeprowadzonym we wrześniu 2021, związki partnerskie poparłoby ponad 50 proc. z nas). Wspieraliśmy, kiedy zachęcała do szczepień, kiedy traciła zarobek w czasie lockdownów... To wszystko przestało mieć znaczenie, kiedy wypowiedziała się na temat, co do którego Polacy są wewnętrznie rozdarci. Co to o nas samych mówi i czy słusznie w ogóle słuchamy Barbary Kurdej-Szatan w takich kwestiach?

Żyjemy w świecie, w którym mamy inny rodzaj autorytetów. Przypinamy celebrytom, osobom popularnym łatkę prawdziwego autorytetu i to oni kształtują opinię na różne tematy - mówi profesor Katarzyna Gajlewicz-Korab, medioznawczyni z wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
Dochodzi do pewnego rodzaju zjawisk, które w warunkach normalnej demokracji nie powinny zachodzić. W normalnym świecie ceni się prawdziwe autorytety - osoby takie, które odpowiednim wykształceniem i doświadczeniem mogą podpowiedzieć nam, co myśleć i co robić na jakiś temat. Kurdej-Szatan nie ma doświadczenia w sprawach społeczno-politycznych. Ona wyraziła tylko swoją opinię na temat tego, co obserwowała. Czy ma do tego prawo? Ma. Natomiast media nadają jej rangę wielkiego autorytetu, mówiąc, że knebluje się jej teraz usta. Ale knebluje się je jej-autorytetowi, tylko jej-jednostce społeczeństwa. I to jest problem.

Konsekwencje nieodpowiedniego języka Barbary Kurdej-Szatan

Za prywatną, wyrażoną w publiczny sposób opinię, która okazała się niezgodna z oczekiwaniami jednego z pracodawców, Barbara Kurdej-Szatan straciła rolę w serialu, w którym grała od lat. Nie wiadomo nadal, jak będą wyglądały jej kontrakty reklamowe z jedną z firm telekomunikacyjnych, co z licznymi umowami influencerskimi w mediach społecznościowych. Medioznawczyni jest zdania, że mimo wszystko nie chodziło o temat wypowiedzi (ostrą krytykę działań straży granicznej), a o język, jakim posłużyła się aktorka:

Problemem była wulgarność i agresywność wypowiedzi. Tego nie powinno być w debacie, nawet na Instagramie. Język i forma były za ostre. Jeśli to skontrastujemy z Rozenek i jej wypowiedzią na temat strajku kobiet, to jej słowa były bardzo wyważone: jest celebrytką, zabrała głos na Instagramie, zrobiła to z głową i był to głos rozsądku.
To, co świadczy na niekorzyść Kurdej-Szatan, to to, że pokazała brak klasy w formie. Miała do tego prawo, wiele osób się z tym zgadza i ją popiera. Ale to jest też kwestia formy, i tego, że przypisuje się jej zbyt duży autorytet. Wiadomo, słowo takie jak "k***" nam się zdarza, panu Kurskiemu takie słowo też się powie, ale nie publicznie - podejrzewa profesor Katarzyna Gajlewicz-Korab.

Tematyka wypowiedzi jednak też nie pomogła. Aktorka wyraziła zdanie w sprawie, która wyjątkowo mocno wpływa na społeczeństwo. IBRiS na zlecenie "Rzeczpospolitej" zapytał kilka dni temu Polaków, co sądzą o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Podejście humanitarne jest tu na przegranej pozycji - nie chcemy wpuścić migrantów, ponad połowa z nas opowiada się za procedurą push-back (odstawieniem "do miejsca przekroczenia granicy", choćby to było bagno albo środek lasu). I to dzieje się również w lekko lewicującej bańce, do której Barbara Kurdej-Szatan mówi na swoim Instagramie, gdy wspiera publicznie np. Strajk Kobiet i osoby LGBT. Jeszcze tydzień temu Kurdej-Szatan była dla większości widzów uroczą, uśmiechniętą twarzą, teraz jej obraz zmienił się diametralnie.

Oburzenie obserwatorów i widzów właściwie zakończyłoby tę sprawę. Wiele osób publicznych przed Barbarą Kurdej-Szatan zaliczało mniejsze i większe "wpadki", za które później trzeba było przepraszać. Były to swego rodzaju tymczasowe niedogodności - jeden głupi post tu, jedno słowo za dużo tam, kilka dni lub tygodni milczenia i celebryta wracał z nowymi siłami. Tu jednak ruszyła o wiele większa machina na poziomie państwowym. Aktorką zainteresowała się z urzędu prokuratura, a potem głos zabrał sam Jacek Kurski, prezes TVP. Wyżej już się naprawdę nie dało, choć nie zdziwię się, jeśli jeszcze na jej temat wypowie się również minister Zbigniew Ziobro. Aparat państwowy wypalił cały arsenał jądrowy w stronę, która nie była w ogóle warta takich działań:

Po pierwsze ona jest aktorką. Ma swój Instagram, na którym może robić różne rzeczy i to nie są rzeczy, które wypowiedziała w telewizji publicznej - nie powinna być za to w ogóle karana. Nie pracuje w telewizji publicznej w roli dziennikarza ani osoby kształtującej opinię publiczną.
Co więcej, w misji telewizji publicznej zapisana jest różnorodność poglądów i opinii. Nie nic takiego w tym, co ona napisała, co zaprzeczałoby intencjom zawartym w misji z Ustawy o Radiofonii i Telewizji. Jest pluralizm, różnorodność opinii - miała prawo do wyrażenia swojej opinii na temat działań straży granicznej. Zrobiła to w prywatny sposób na swoim koncie na Instagramie i zrobiła to w sposób publiczny.
Oczywiście jest osobą publiczną i ma świadomość, że jej opinie są powielane potem w przestrzeni publicznej. Ale NIE JEST osobą, którą zawód uprawnia do tego, że musi dbać o to, co i jak mówi. Ona nie jest osobą, która pełni funkcję publiczną.
Z punktu widzenia ograniczenia wolności słowa niepokojące jest, że tak ostro i takie sankcje narzucił na nią prezes TVP. Niepokojące jest też to, że przypisuje się tak dużą wagę w przestrzeni publicznej do słów osoby, która nie ma kompetencji. Kara dla niej jest nieproporcjonalna - pointuje ekspertka.

Teraz wszystkie "gwiazdy", związane zwłaszcza z Telewizją Polską, kilka razy zastanowią się zapewne, zanim wyrażą opinię na jakikolwiek temat - przynajmniej dopóki sprawa będzie świeża. A Barbara Kurdej-Szatan? Na długo zapamięta maksymę, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Jednak też ostatni przykład z krytyką Małgorzaty Sochy za to, że ta nie zabiera publicznie głosu w sprawie protestów kobiet po śmierci Izabeli z Pszczyny, wskazuje na to, że gwiazdy naprawdę mają teraz twardy orzech do zgryzienia.

Więcej o: