Oto jak - według naszej bardzo subiektywnej oceny - zaprezentowali się poszczególni "artyści":
Borys Szyc - zaśpiewał w nowej aranżacji piosenkę "Purple rain" i naprawdę nam się spodobał. Aktor może nie wygląda jak jeden z wokalistów jakiegokolwiek boysbandu, ale ma za to świetny głos i wielką charyzmę. Brakuje mu może jeszcze trochę obycia ze sceną, ale wierzymy, że wszystkiego nauczy się z czasem.
Ivan Komarenko - pojawił się na scenie już bez delfina, ale za to z dwiema tancerkami. Zaśpiewał "Jej czarne oczy" i "Wielką miłość". Przy tej pierwszej piosence wokalista mógł popisać się swoimi umiejętnościami tanecznymi, które zdobył w trakcie udziału w "Tańcu z gwiazdami". Generalnie było jak zwykle, czyli w przypadku Ivana trochę kiczowato i tandetnie, ale publiczności i tak się podobało. Naprawdę nie potrafimy pojąć tego fenomenu.
Tomasz Karolak - zaśpiewał nieczysto, ale za to z ogromną mocą. Kuba dobrze go podsumował - "wielki rock'n'rollowy brak talentu". Jesteśmy pewni, że po tym występie producenci "Jak Oni śpiewają" nie zaproponują Tomkowi udziału w popularnym programie. Czemu? Tam zapraszają teraz tylko utalentowanych .
Michał Koterski - zaprezentował swoją prywatną wersję przeboju Stachurskiego "Typ niepokorny". Misiek fałszuje okropnie, ale za to posiada wielki urok osobisty, który rekompensuje wszelkie jego niedoskonałości głosowe.
Boys - jak kicz, to na całego. Plus dla wokalisty (nie wiemy jak się nazywa i niespecjalnie nas to interesuje) za to, że śpiewał jako jeden z nielicznych na żywo. Najdziwniejszy w ich występie było to, że publiczność przy żadnej innej piosence nie bawiła się tak dobrze jak przy "Szalonej". A mówią, że nikt dzisiaj nie słucha disco polo.
Frytka - poszła na łatwiznę i - przepraszamy za słowa - zaśpiewała swoje "Dwa gołębie" i to z playbacku. Aktorka, piosenkarka i czego tam jeszcze chcecie skompromitowała się na całego, co nas specjalnie nie zaskoczyło. Po jej występie doceniliśmy talent wokalny Mandaryny. Czemu? Ona przynajmniej potrafi perfekcyjnie synchronizować ruch ust z playbackiem, a Frytka nawet tego się jeszcze nie nauczyła. Uprzedzamy, że film ma słabą jakość. Ale jaki śpiew, taka jakość...
Jednym słowem, Kuba Wojewódzki zaserwował nam maksymalną dawkę kiczu, wiochy i tandety. Naprawdę ciężko było to przeżyć....