Barron Trump nie najlepiej dogaduje się ze swoimi rówieśnikami na kampusie. Jak wiadomo, syn prezydenta nie ma nawet zbyt wiele okazji, by z nimi porozmawiać. Na miejsce przyjeżdża w konwoju pięciu SUV-ów i bez przerwy jest otoczony agentami Secret Service. Z innymi studentami porozumiewa się głównie przy pomocy platformy Discord. "On naprawdę tu nie pasuje" - stwierdził jeden z profesorów w rozmowie z "Vanity Fair". Wygląda na to, że Barron postanowił wyciągnąć rękę do swoich kolegów. Młody Trump wybrał się do baru. Niestety, szybko został wyproszony.
Najmłodszy syn prezydenta Stanów Zjednoczonych zbliża się do 19. urodzin. Do pełnoletności zostało więc jeszcze kilka lat. Barrona nie powstrzymało to jednak przed próbą wejścia do jednego z barów. Jak donosi portal Daily Mail, młody Trump został poproszony o opuszczenie lokalu, ponieważ nie był w stanie udowodnić, że jest osobą mogącą legalnie spożywać alkohol (w stanie Nowy Jork trzeba mieć ukończone 21 lat).
Od jakiegoś czasu w sieci krążą też plotki, że Barron ma być... kobieciarzem. Informator portalu zaprzeczył jednak tym pogłoskom. "On rzadko jest tu wystarczająco długo, żeby z kimkolwiek porozmawiać, a co dopiero flirtować" - skwitował krótko.
Kontrowersyjnego wywiadu dla "Vanity Fair" udzieliła na początku roku Kaya Walker, przewodnicząca grupy republikanów na Uniwersytecie Nowojorskim. Jak wiadomo, to właśnie na tej uczelni naukę podjął 18-letni Trump. Kobieta stwierdziła, że najmłodszy syn prezydenta jest... dziwakiem. "Jest trochę jak dziwadło na kampusie. Chodzi na zajęcia, wraca do domu" - mówiła. Nie wszystkim spodobały się jej słowa. Członkowie College Republicans of America uznali wypowiedź Walker za "nieodpowiednią". Kobieta była zmuszona złożyć rezygnację. Jednocześnie zapewniono, że opinia byłej przewodniczącej nie odzwierciedla wartości całej grupy. By załagodzić sytuację, Barron został zaproszony do współpracy z organizacją.