Niedawno światło dzienne ujrzała książka Filipa Chajzera "Niejednoznacznie pozytywny", która jest pamiętnikiem z okresu, gdy umarł jego syn Maksymilian. Prezenter poza zamieszczeniem listów do syna, które wtedy pisał, opowiedział m.in. o przygotowaniach do pogrzebu. Były prowadzący "Dzień dobry TVN" nie potrafił wtedy rozmawiać z byłą żoną. Kontaktowali się wyłącznie przez pośredników. Nie mógł się pogodzić, że jej rodzina zajmuje się organizacją pogrzebu, a on nie ma na nic wpływu. Włożył jednak wiele wysiłku, by uniknąć paparazzi, którzy koczowali pod jego domem, który dzielił z ówczesną partnerką, Małgorzatą. Prezenterowi pomogła Ula Chincz.- Nie znałem jej dobrze, ale wiedziałem, że także ona miała złe doświadczenia z paparazzi, kiedy zmarł jej tata, Andrzej Turski. Ula doradziła, żeby wynająć profesjonalistów z Grom Group. Znają się na rzeczy i wiedzą, jak nam zapewnić spokój - wyznał na łamach swojej publikacji.
Mówiąc o czasie przed pogrzebem syna, Filip Chajzer porównuje go do filmu akcji. Jego plan uniknięcia paparazzi jednak się powiódł i nikt nie zrobił mu fotografii na ostatnim pożegnaniu Maksa. Jak do tego doszło? Kluczowa okazała się osoba, którą osoby z aparatami uznały za prezentera. - Eksgromowcy przyjechali, usiedliśmy, zaczęliśmy opracowywać plan. Poprosili nas o pilota do garażu. To było bardzo karkołomne, ale o dziwo udało się wyprowadzić w pole wszystkich kodżaków z aparatami - wspomniał Chajzer.
Miałem wtedy srebrnego VW passata. Tuż przed pogrzebem Gosia za jego kierownicą wyjechała, wioząc z tyłu na kanapie udawanego mnie. Grom Group wybrał ze swoich ludzi najbardziej podobnego do mnie faceta. W czapce z daszkiem, którą noszą zawsze, zza czarnych szyb i podciągniętych rolet rzeczywiście to wyglądało jak ja. Ford ze mną leżącym z tyłu na kanapie ruszył, kiedy dobre sześć czy siedem samochodów w pośpiechu opuściło swoje miejsca parkingowe, udając się w zupełnie niedyskretną pogoń za passatem. Wyobraźcie sobie gówno, które miałem w głowie. Przeżywasz najgorszy czas swojego życia i jednocześnie grasz w jakimś filmie sensacyjnym rodem z Netfliksa
- dodał reporter.
Filip Chajzer niedawno opowiadał w "Vivie!", że był z synem blisko związany. Chłopiec zmarł 16 lipca 2015 roku w wyniku wypadku samochodowego. Miał tylko dziewięć lat. - Najlepsi przyjaciele. Nie znałem nikogo z takim poczuciem humoru, nigdy nie miałem bardziej mojego człowieka na świecie. Z racji tej bliskości mogłem odczytać sygnały, że on ciągle jest. Mówiąc wprost, uważam, że śmierć nie jest jednoznacznym końcem - powiedział. Nie był jednak gotowy na niektóre wyznania. Kiedy dziennikarka, która przeprowadzała z nim wywiad, zwróciła uwagę, że w maju tego roku Maks podchodziłby do matury, przyznał: - Na terapiach, w swojej głowie i w tym ciemnym pokoju z zaciągniętymi żaluzjami przerobiłem setki rzeczy. Za to jeszcze się nie zabrałem. Gdybym to zrobił, rozsypałbym się na rok. Dziennikarz przyznał, że po śmierci syna się załamał i zachorował na depresję. - Moja choroba na pewno wynika z kilku przyczyn, ale głównym katalizatorem była tamta sytuacja. Śmierć Maksa. Nigdy nie miewałem takich stanów przed 2015 rokiem. Wtedy był ten pierwszy raz. Potem depresja powracała znienacka. Przychodzi taki dzień, gdy demon siada na moim ramieniu i szepcze do ucha: "Filip, spierd***my stąd. Zasłaniamy żaluzje". Potem odłącza mnie od prądu" - przyznał gorzko.
Jeśli potrzebujesz rozmowy z psychologiem, możesz zwrócić się do Całodobowego Centrum Wsparcia pod numerem 800 70 2222. Pod telefonem, mailem i czatem dyżurują psycholodzy Fundacji ITAKA udzielający porad i kierujący dzwoniące osoby do odpowiedniej placówki pomocowej w ich regionie. Z Centrum skontaktować mogą się także bliscy osób, które wymagają pomocy. Specjaliści doradzą, co zrobić, żeby skłonić naszego bliskiego do kontaktu ze specjalistą.