Maciej Jachowski zdobył popularność dzięki roli Ireneusza Podleśnego z "M jak miłość". Fani mogli go też podziwiać w takich serialach, jak: "Samo życie", "Na dobre i na złe" czy "Barwy szczęścia". Ostatnio jednak musiał zrobić przerwę w karierze. Pod koniec 2024 roku zachorował na nowotwór złośliwy gardła. Teraz już wie, że pokonał chorobę, o czym głośno i chętnie mówi zarówno na swoim instagramowym profilu, jak i w wywiadach. Tym razem udzielił długiego wywiadu w Weekend.gazeta.pl. Szczerze i ze szczegółami opowiedział o kulisach swojej choroby.
W rozmowie z Angeliką Swobodą Maciej Jachowski przyznał, że jego problemy z gardłem zaczęły się już w sierpniu 2023 roku. Mimo że odwiedził lekarza, to jednak nie usłyszał wtedy żadnej konkretnej diagnozy. Niestety, objawy zaczęły się nasilać. "(...) zacząłem odczuwać szczypanie i gryzienie w gardle. Miałem chrypkę, a czasem drętwiał mi język" - wyznał. Rok później zaczął mieć problemy z przełykaniem i dopiero wtedy lekarze dostrzegli guzek. "Zaczęło mi już wtedy puchnąć gardło, miałem też problemy z przełykaniem pokarmu, a potem nawet śliny - guz miał ponad 4,5 cm, był olbrzymi. Poza tym zmieniał mi się coraz bardziej głos i utrudniał mówienie" - powiedział. 9 lipca 2024 aktor przeszedł operację, która była dopiero początkiem długiego procesu leczenia. Maciej Jachowski usłyszał, że guz to nowotwór złośliwy gardła. Musiał przejść trzy chemie i radioterapię. Ogromnym skutkiem ubocznym, z którym musiał się zmagać, było poparzone gardło.
"To był ból, którego nie da się opisać. Po prostu nie powiedziano mi dokładnie, jak mam pielęgnować skórę przy naświetlaniu. A w zasadzie o tym, że po przyjęciu pewnej serii naświetleń może wystąpić zakażenie, bo skóra zostaje uszkodzona, pojawiają się pęcherze i owrzodzenia. I niestety dostałem zakażenia, które się mocno rozprzestrzeniło" - powiedział aktor i dodał, że dostawał zastrzyki z morfiny, a pielęgniarka musiała zdzierać mu naskórek. Wtedy czuł, jakby ktoś "jeździł mu żyletką po odsłoniętych nerwach". Do tej pory ma blizny.
Mimo że Maciej Jachowski ogromnie cierpiał, to jednak nie zgodził się na karmienie poprzez sondę włożoną do nosa. Zdecydował, że będzie jadł normalnie, co było wielkim wysiłkiem. "Jakieś 10–15 minut przed jedzeniem brałem środki przeciwbólowe i czekałem, aż zadziałają. Gdy nie czułem bólu, zaczynałem jeść, a właściwie żreć. Miałem na to dosłownie kilkanaście minut. Potem ból wracał. Uwierz, to nie jest proste, bo naświetlanie powoduje rany, które bolą, a chemia powoduje, że nie chce ci się jeść, masz wieczne poczucie wypełnionego żołądka. Niełatwo jest przełamać ból i niechęć do jedzenia. Starałem się normalnie jeść, ale i tak podczas choroby schudłem 17 kg" - powiedział.
Maciej Jachowski podkreślił, że w walce bardzo pomogło mu spotkanie z psychoonkologiem, ale nie tylko. Dodał, że 70 proc. sukcesu to jego własne podejście i decyzja, że będzie silny i musi pokonać chorobę. Aktor miał oczywiście wsparcie bliskich osób. Na co dzień opiekowała się nim żona, co dawało mu siłę. Czuł, że ma dla kogo walczyć i wyzdrowieć.