Magdalena Zawadzka to uznana aktorka z wieloma hitowymi produkcjami na swoim koncie. Największą popularność zyskała dzięki roli Basi Wołodyjowskiej w "Panu Wołodyjowskim" Jerzego Hoffmana. Często można ją też zobaczyć na małym ekranie. Wystąpiła w takich serialach jak "Na dobre i na złe", "39 i pół" czy "Magda M.". Chociaż niedawno ukończyła 79 lat, to ani myśli o emeryturze. Cały czas aktywnie działa. Chętnie udziela się też w mediach społecznościowych, a szczególnie na Facebooku. Wykorzystali to jednak oszuści.
Jakiś czas temu ktoś podstępnie wykorzystał wizerunek aktorki. Oszuści stworzyli fotomontaż, na którym można zauważyć twarz Magdaleny Zawadzkiej przyklejoną do postaci siedzącej na wózku. Zdjęcie było częścią reklamy podejrzanych substancji, mającej być rzekomo lekami na udar.
Postać siedząca na wózku inwalidzkim przykryta zgrzebnym kocykiem miała moją twarz. To wstrętny fotomontaż. Zdenerwowałam się i napisałam na moim oficjalnym Facebooku o tym oszustwie, o żerowaniu na ludzkim nieszczęściu i naiwności. Musieli to zobaczyć, bo od razu usunęli tę reklamę. Jednak mogli naciągnąć sporo ludzi na niby lekarstwo i nieźle na tym zarobili - wyjaśniła gwiazda w rozmowie z serwisem "Złota Scena".
Na dodatek okazało się, że Zawadzka nie była jedyną ofiarą tego typu ataku. Ci sami oszuści mieli już wcześniej użyć zdjęć czy danych znanych profesorów i lekarzy. - Dowiedziałam się, że nie jestem jedyną ofiarą. Do podobnych oszustw użyli twarzy i nazwisk wybitnych profesorów z dziedziny medycyny. Od tego momentu stałam się bardzo czujna przeglądając moje konta w Internecie - dodała aktorka. W mediach społecznościowych przyznała, że obserwowała, jak dalej toczy się ta sprawa. "Wybitny profesor kardiochirurgii, którego wizerunek pojawił się bez jego zgody w internecie w reklamie pseudo-leku przeciw udarowi, podał sprawę do sądu. Sąd uznał, że to oszustwo ma małą szkodliwość społeczną i reklama pojawia się nadal. Szkodliwość może mała, ale oszuści nadal uzyskują pieniądze ze sprzedaży leku przez internet! I gdzie tu sprawiedliwość?" - pisała oburzona na swoim facebookowym profilu.
Magdalena Zawadzka od lat aktywnie działa w sieci. Na Facebooku założyła nawet specjalny profil, który pozwala jej się komunikować z fanami czy dzielić kolejnymi osiągnięciami. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w internecie jest też wiele niebezpieczeństw. - Oczywiście korzystam z internetu, jak wiele osób na świecie, ale jestem ostrożna. Służy on od wielu lat wspaniałym celom, jednak również jest często anonimowym zbiorem plotek, pomówień i bredni. Naczytałam się z nich wiele na mój temat, ale nie komentuję, nie prostuję kretyńskich sensacji, nie wdaję się w dyskusje. Jednak są sytuacje, które świadczą o tym, że wykorzystywano je do paskudnych celów - mówiła w "Złotej Scenie".