Więcej artykułów ze świata show-biznesu znajdziesz na Gazeta.pl.
Jakiś czas temu Monika Miller poinformowała, że zmaga się z chorobą. Choć nie wskazała, na co cierpi, to wiemy, że stan zdrowia zmusza ją do przyjmowania sterydów i antybiotyków. Na Instagramie wyznała nawet, że nie pamięta już, jak wygląda dzień zdrowego człowieka.
Ostatnio Monika Miller jeszcze bardziej podupadła na zdrowiu i trafiła do szpitala. Na szczęście mogła już opuścić lecznicę, ale pozostaje pod opieką specjalistów. Na Instagramie podziękowała osobom, które ją wspierają oraz odniosła się do plotek na swój temat.
Dementuje niektóre plotki. Nie jest to COVID-19, HIV ani rak. Czekam na ostateczną diagnozę lekarzy. Trochę wpadłam we własną pułapkę - wyznała Miller.
Podczas pobytu w szpitalu wnuczka Leszka Millera relacjonowała, co dzieje się z jej organizmem. Wyznała m.in. miała podawany tlen i czuła się "jakby ktoś ją kopnął w płuca". Wrażenie na internautach zrobił także post, w którym pisała, że do pobytu w szpitalu nie można przywyknąć. Marzyła o powrocie do domu, do bliskich i ukochanych zwierząt. Za taką aktywność została skrytykowana przez niektórych internautów. Teraz musi się z tego tłumaczyć.
Chciałam, żeby moi fani i osoby, które wspierają mnie na co dzień - i w zdrowiu i chorobie, wiedziały co u mnie, bo to się im należy. Nagrywając filmiki ze szpitalnego łóżka, byłam sobą. Taka już jestem, ale kolejny raz za swoją naiwność płace. Nie planuje jednak promować się na swojej chorobie i nigdy mi to nie przyszło do głowy - wyznała.
Monika Miller przekonuje, że miała dobre intencje, ale zrozumiano je na opak.