W zeszłym tygodniu na warszawskim Mokotowie doszło do zatrzymania Beaty K., która prowadziła samochód pod wpływem alkoholu. Wokalistka Bajmu miała 2 promile, ale nie trafiła do izby wytrzeźwień. Odmówiła składania zeznań, jednak przeprosiła oficjalnie za to, co zrobiła i wydała oświadczenie. Jej sytuację skomentowała w rozmowie z Plotkiem Doda, głos zabrała także m.in. Majka Jeżowska. Teraz wypowiedział się Tomasz Stockinger, który kilka lat temu znalazł się w podobnej sytuacji.
Stockinger, znany głównie z roli doktora Lubicza w "Klanie", w 2009 roku został zatrzymany po tym, jak spowodował wypadek i okazało się, że ma 2,3 promila. Stracił wtedy prawo jazdy na prawie trzy lata, musiał zapłacić 10 tys. zł grzywny. Ale to nie wszystko. Dostał też rok w zawieszeniu na trzy lata.
"Fakt" skontaktował się z aktorem, żeby dowiedzieć się, co myśli o sprawie Beaty K.:
Nie znam dokładnie okoliczności tego, co się przydarzyło Beacie, więc trudno mi się jednoznacznie ustosunkować. Nie wiem, czy to co się z nią stało, to choroba alkoholowa, czy może załamanie. Zapewne jest jej bardzo ciężko i myślę, że krytyka choć uzasadniona powinna być wyważone. Wnioski dla niej z tej lekcji są oczywiste. Pewnie do specjalisty trzeba pójść - ocenił.
Stanął też w jej obronie i wytłumaczył, jak wiele zła mogą wyrządzić ostre oskarżenia i hejtowanie piosenkarki:
Potępienie czynu jest oczywiste, ale też bardzo łatwo wylać dziecko z kąpielą i zniszczyć człowieka. Potępienie i krytyka dla samej satysfakcji, że ktoś się potknął w życiu i można go teraz specjalnie kopać, niczego dobrego nie przyniosą - dodał Stockinger.
Podkreślił też, że "od krytyki ważniejsza jest teraz próba podania jej ręki", a "resztą zajmie się prawo". Jak wspomnieliśmy, Beata K. ma postawione zarzuty. Grozi jej do dwóch lat pozbawienia wolności.