Marcin Miller to lider jednego z najpopularniejszych zespołów disco polo. Boys występują na scenie od lat 90. i do dziś mogą poszczycić się rzeszą wiernych fanów. W 2023 roku wokalista grupy ze względu na problemy zdrowotne musiał jednak nieco zwolnić tempo. Piosenkarz nadal musi uczęszczać na rehabilitację i regularnie się badać. W rozmowie z Pomponikiem Miller nie zostawił suchej nitki na publicznej opiece zdrowia.
Nie od dziś wiadomo, że system publicznej opieki zdrowotnej w naszym kraju daleki jest od ideału. Przekonał się o tym także Marcin Miller. Lider Boys jakiś czas temu zmagał się z problemami zdrowotnymi. "Była przepuklina, bark, a teraz rwa kulszowa. Czas na bolące zastrzyki" - wymieniał na Instagramie w sierpniu ubiegłego roku. Leczenie okazało się wyjątkowo kosztowne, piosenkarz nie mógł bowiem liczyć na NFZ.
Co miesiąc płacę takie pieniądze i wszystkie zabiegi muszę robić prywatnie. Zaczyna mnie to powoli denerwować. Jak chcę się zapisać, to słyszę: "Panie Marcinie, pierwsza wizyta za rok, rezonans za trzy miesiące". Płacisz duże podatki, oddajesz 1/3 tego, co zarobisz i raptem jesteś traktowany jak zło konieczne...
- narzekał we wspomnianym wywiadzie. Wokalista dodał też, że obecnie czuje się dużo lepiej niż jeszcze niedawno. - Źle było dwa lata temu, ja na łokciach chodziłem do łazienki (...). Każde nałożenie nogawki, skarpetki, buta, to było coś strasznego - wspominał.
Marcin Miller od dłuższego czasu cierpi na problemy z kręgosłupem. Piosenkarz zdradził, że ból towarzyszy mu niemal cały czas. - Czemu tak się dzieje? Nie wiem. Może przez pracę, ciągłe podróże, natychmiastowe wejście na scenę bez rozgrzewki? - przyznał w rozmowie z "Faktem". Jedynym rozwiązaniem wydaje się być interwencja chirurgiczna. - Lekarze sugerują, że powinna być wykonana operacja. Jestem ciężkim przypadkiem. Nie klinicznym, ciężkim przypadkiem jako człowiem - wyjawił we wspomnianym wywiadzie.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!