22 maja minęła szósta rocznica śmierci Zbigniewa Wodeckiego. Jego życie było wprost usiane anegdotami i barwnymi historiami. Muzyk zdradził też co nieco na temat swojego dzieciństwa - a nie było ono łatwe zwłaszcza dla jego rodziców.
1. "Marne wyniki w nauce, złe zachowanie, leserowanie, wagarowanie"
Zbigniew Wodecki urodził się 6 maja 1950 r. w Krakowie i jako dziecko chciał być Robin Hoodem, a nie skrzypkiem. Jego rodzina była jednak bardzo umuzykalniona. - Kiedy miałem pięć lat, rodzice związali moje dzieciństwo ze skrzypcami. Miałem to szczęście albo i nieszczęście, że zewsząd otaczały mnie w tej dziedzinie autorytety tak jak np. Juliusz Weber - mówił.
Muzyk sam przyznawał, że sprawiał rodzicom dużo problemów. Wyrzucono go nawet z liceum muzycznego. - Za marne wyniki w nauce, złe zachowanie, leserowanie, wagarowanie. Mama miała ze mną krzyż pański. Ćwiczyć mi się nie chciało, jechałem na samych trójkach. Z liceum mnie wylali i trafiłem do zawodowej średniej szkoły muzycznej u Webera. I to był strzał w dziesiątkę - mówił Wodecki w wywiadzie dla "Playboya".
W innej rozmowie szczerze przyznał, że nie został wirtuozem skrzypiec, bo jest leniwy. - Mnie się całe życie nic nie chciało, ale robić musiałem. Przy skrzypcach każdy egzamin był jak matura (…). By w tym fachu zostać i pozostać mistrzem, trzeba poświęcić nie miesiące, nie lata, nie nawet dekadę, a życie! - mówił.
2. "Pan nie płaci. Chałupy welcome to"
W tej samej rozmowie skrzypek mówił też o teledysku do jednego z jego najbardziej popularnych utworów. Muzyk przyznał, że teledysk do "Chałup" powstał z przypadku. Wodecki razem z kolegami pojechał do Bułgarii, gdzie odwiedzili plażę nudystów. - Przepłynęliśmy wpław, majtki zdjęliśmy w wodzie i ze wstydem jak cholera, bo ja jestem potwornie wstydliwy, wyszliśmy na tę plażę między ludzi. Bardzo mi się to nie podobało. Ohyda! Do tych spraw potrzebny jest szampan w lodówce i światło zgaszone. A kiedy tak wszystko na wierzchu, to mi się niedobrze robi. O nudystach już potem w ogóle nie myślałem i na teledysk do "Chałup" nie miałem najmniejszego wpływu - przyznał. Wodecki po nagraniu utworu pojechał do Stanów Zjednoczonych, a teledysk zmontowano z przebitkami ujęć z plaży nudystów.
- Ja nie miałem o tym zielonego pojęcia. Tymczasem cała Polska już wiedziała, że Wodecki to pierwszy wodzirej polskich golasów. A ja dopiero w czwartym tygodniu pobytu, w polonijnej gazecie kupionej gdzieś na Milłoku, zobaczyłem, że "Chałupy" są w Polsce na pierwszym miejscu listy przebojów. Myślę sobie: "Ale numer, fajnie". Po powrocie odbieram samochód z parkingu pod Okęciem i jadę na myjnię. Pytam, ile płacę i słyszę: "Pan nie płaci. Chałupy welcome to" - powiedział.
3. Z włosami jak lew, a bez nich jak wróbelek
Zbigniew Wodecki zawsze kojarzony był z włosów, o których mówił, że są jego piętą achillesową. - Nie używam żadnych lokówek. Uwierzcie mi, nie używam nawet grzebienia. Zawsze powtarzam, że piętę achillesową mam na głowie. Naprawdę te włosy mnie męczą, ale nie mogę ich obciąć. Wyglądam wtedy strasznie. Mam płaski łeb i za małą głowę. Jak się ogolę, to z lwa zostaje wróbelek - powiedział. Wodecki w wywiadzie wspominał też, że raz został namówiony na pasemka. Chodził wtedy w kapturze, dopóki farba się nie zmyła.
4. Zbigniew Wodecki odmówił zaśpiewania "Pszczółki Mai"
Pod koniec lat 70. Wodecki był już bardzo rozpoznawalny w Polsce. Wtedy poznały go także wszystkie dzieci, a to za sprawą piosenki do austriacko-japońsko-zachodnioniemieckiego serialu animowanego "Pszczółka Maja". Co ciekawe, muzyk początkowo odmówił zaśpiewania tego utworu.
- Uparła się na mnie jedna pani, dzwoniła tygodniami, bym to nagrał. Mówiłem: "Nie da rady, za wysoko". No ale w końcu ustąpiłem, głównie by udowodnić, że się nie nadaję. Wspiąłem się falsetem na ten dźwięk, którego normalnie bym nie zaśpiewał, a oni mi po nagraniu powiedzieli: "Tak ma być". Sądziłem, że parę razy dobranocka pójdzie i będzie po sprawie. Tymczasem cały czas to emitowano, także w stanie wojennym i po nim - mówił Wodecki.
Krzysztof Materna wspominając skrzypka mówił, że Wodecki nigdy nie odmawiał prośbie na zagranie także tej piosenki np. na weselu, gdy akurat był na miejscu - nawet jeśli był tam w innej sprawie i całkowicie prywatnie. - Gdy następowała taka sytuacja ze Zbyszkiem, odkładał sztućce, brał skrzypce i po prostu wykonywał "Pszczółkę". Bo skrzypce i trąbkę miał zawsze przy sobie w swojej sławnej walizeczce - wspominał aktor w rozmowie z "Twoim Stylem".
Zbigniew Wodecki nie miał dobrej pamięci. Raz chciał odwołać wywiad zaznaczając, że jest już w tym czasie zajęty. Okazało się, że zajęty był właśnie tym wywiadem. W podobny sposób sam sobie odwołał koncert. - Dzwonią, a ja, że w tym czasie nie mogę, bo gram koncert - przyznał.
Zbigniew Wodecki nie był zbyt dobrym kierowcą - zaliczył wiele stłuczek z innymi autami, tramwajami, a nawet bramą na zamku w Książu. Później jednak przez lata nie miał stłuczki. W wywiadach mówił też, że na nocnych trasach słucha TOK FM lub Radia Maryja. Tej pierwszej rozgłośni dla wiadomości z Polski i świata, a tej drugiej - żeby nie zasnąć. - Bo szczerze wam powiem, nie ma takiego drugiego radia, które by tak stawiało na nogi. Jak ojciec dyrektor coś powie, to ciśnienie tak mi momentalnie podskakuje, że dziesięć kaw by tego nie załatwiło - wyjaśnił.
Na koniec jedno z niecodziennych wyznań muzyka. - Lubię sobie na przykład strzelić ze stanika. Przejąłem to z monologu Krysi Sienkiewicz. Naciągam gumkę i pam… Niektóre kobiety to lubią, większość jest zszokowana - mówił Zbigniew Wodecki w 2007 roku w "Playboyu". Na koniec dodał jednak: "Nie chciałbym wyjść na wała. Napiszcie tylko najważniejsze: że bez kobiet nie ma życia".
Na swoim profilu na Instagramie jedną z anegdotek (tuż przed czwartą rocznicą śmierci muzyka) podzielił się Piotr Gąsowski:
Uwielbiam te zdjęcia... Floryda, Pompano Beach, w przerwie naszej amerykańsko-kanadyjskiej trasy koncertowej... Zbysiu, Rozi, Darek i ja... Byliśmy tacy radośni i szczęśliwi... To był pomysł Zbyszka, żeby kupić te kąpielówki w plażowym sklepie i zrobić sobie wspólne zdjęcie! To był cały Zbyszek! Dowcipny i z dystansem do siebie i do życia. A te jego "amerykańskie" kąpielówki... ciągle mam w szufladzie! Zapomniał je wziąć z domu naszych wspólnych przyjaciół, Miry i Jurka, na Florydzie, a ja z kolei byłem tam znowu parę miesięcy później, więc zabrałem je do Polski... I najpierw zapomniałem je Zbysiowi oddać, a potem... nie zdążyłem mu ich oddać... Dzisiaj Zbysiu kończyłby 71 lat... A my cały czas wspominamy i tęsknimy...I kochamy... Zbysiu...
Zobacz też: Parę lat spędziła w obozie, do Polski wróciła pieszo. Hanuszkiewicz zostawił ją dla Kucówny