• Link został skopiowany

Zaćmienie - opowiadanie konkursowe

Kolejna nagrodzona opowieść - miłej lektury!

Zderzenie świata ludzkiego, w którym łatwo zapomina się o tym, co kiedyś było ważne dla serca, z niezwykłym światem, w którym to wielkie uczucia same wybierają swoje "ofiary". Wielka bezkompromisowa i bezrefleksyjna miłość postawiona naprzeciw ludzkiego uczucia. Miłość niemożliwa, która stała się prawdą...

Moja historia zaczyna się w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Byłem wtedy chłopcem zaledwie dwunastoletnim. Moi rodzice nigdy nie okazywali mi znaczniejszego zainteresowania, byłem więc dzieckiem samotnym, "trudnym". Moje życie jako samotnika i outsidera miało się zmienić wkrótce po przeprowadzce, do której zmusili mnie rodzice, a której byłem przeciwny. Małe miasteczko, w którym zamieszkaliśmy, wzbudzało we mnie nienawiść na samą myśl o nim. Jeszcze bardziej nieszczęśliwy, jeszcze bardziej samotny, jeszcze bardziej "trudny"... Do czasu, kiedy z wizytą nie zawitali do nas sąsiedzi z naprzeciwka wraz ze swoją córką, moją rówieśnicą. Cóż dwunastoletni chłopiec może wiedzieć o miłości? Cóż może wiedzieć o uczuciu od pierwszego wejrzenia, tak silnym, tak głębokim, że miało przetrwać mimo wszelkich przeciwności losu aż do końca? Ów dwunastoletni chłopiec, którym byłem, nie wiedział o tym zupełnie nic.

Mimo wszystko ciemnowłosa, zawsze uśmiechnięta dziewczynka urzekła czymś moje młode serce i postanowiłem nie odtrącać jej, jak każdą inną istotę w moim życiu. Szybko okazało się, że jesteśmy do siebie tak bardzo podobni, choć przecież diametralnie różni. Ona - zawsze pogodna, zawsze życzliwa, chętna do niesienia pomocy każdemu człowiekowi, zawsze otoczona wieloma osobami, którym skradła serca tak jak mnie; ja - zawsze ponury, zawsze samotny, zawsze cyniczny mimo zaledwie dwunastu lat, młody starzec zmęczony życiem i ludźmi. A nasze dusze? Nasze dusze biły jednakowym rytmem, były jedną duszą umieszczoną w dwóch różnych ciałach. W ten sposób oddałem Belli Swan moje serce. Na zawsze.

Nasza przyjaźń, prawdziwa nierozerwalna przyjaźń, zmieniła się z biegiem lat w uczucie nieco głębsze, okraszone nastoletnim pożądaniem. To właśnie pierwszy raz moje usta dotknęły ust Belli, to jej jako pierwszej i jedynej pragnąłem ofiarować wszystko co miałem. Byliśmy młodzi, szczęśliwi, zakochani i wciąż tacy beztroscy. Mijały piękne wiosny, upalne lata, deszczowe jesienie i śnieżne zimy, a ja i Bella Swan wciąż byliśmy nierozłączni, wciąż bardziej bliscy sobie. Zmieniła moje życie tak bardzo, jak się tylko dało. Aż do pewnej przeklętej wiosny w siedemnastym roku naszego życia...

Mieliśmy wtedy po siedemnaście lat i serca zalane wspólnymi marzeniami o przyszłości. Jakże szybko przyszło nam przekonać się, że nic nie trwa wiecznie, a każde szczęście prędzej czy później przemienia się w rozpacz.

Większość czasu spędzaliśmy z Bellą Swan razem, jednak bywały takie momenty, że musieliśmy się rozdzielić. Tak jak w tamto popołudnie, gdy Bella wracała sama ze szkoły. Nie było mnie przy niej i myśl o tym do dzisiaj rozpala w moim sercu gorący płomień nienawiści do samego siebie.

Bella nigdy nie dotarła do domu. Wieść o jej zniknięciu bardzo szybko przeleciała przez miasteczko, szukali jej wszyscy. Przez kilka dni chodziłem oszalały z przerażenia i strachu o nią. Wreszcie powstały plotki, że uciekła z domu, inni twierdzili, że widzieli, jak ktoś wciągał ją do samochodu i odjeżdżał, jeszcze inni opowiadali bardziej niestworzone historie. Po jakimś czasie policja znalazła w okolicznych lasach strzępki jej ubrania i jej krew. Nigdy jednak nie odnaleziono jej ciała. Po kilku miesiącach wyprawiono jej pogrzeb. Jej rodzina poddała się, miasteczko wróciło do dawnego życia. Tylko ja wciąż wierzyłem, wciąż szukałem, wciąż czekałem na jej powrót. Oszalały z nieszczęścia nie mogłem poradzić sobie z własnym życiem, nie mogłem poradzić sobie z myślą o jej śmierci. Uciekałem z domu próbując w jakiś dziwny sposób odnaleźć ją w wielkich miastach i małych miasteczkach, trzymałem się różnych szalonych śladów, ale żaden z nich nie zaprowadził mnie do niej. Z rozpaczy próbowałem dwa razy odebrać sobie życie. Spędziłem wiele miesięcy w zakładach i szpitalach psychiatrycznych. Rodzina odwróciła się ode mnie, a ja, starając się w jakikolwiek sposób uciec myślami od Belli,  popadłem w narkomanię. Moje życie stało się jednym wielkim bagnem.

Z tamtego okresu życia nie pamiętam prawie nic, może oprócz wielkiego głodu palącego moje trzewia i twarzy Edwarda, który nigdy nie chciał zejść spod moich powiek. Nie wiem również w jaki sposób poznałam Jacoba. Czy to ja znalazłam jego, czy też raczej on mnie? Co go zainteresowało w takim wraku człowieka, jakim byłam? Nigdy się tego nie dowiedziałam. Jacob zabrał mnie do siebie, do niewielkiej chatki w górach, w której mieszkał. Przez kilka miesięcy stosował na mnie różne praktyki, które pozwoliły mi uwolnić się od mojego uzależnienia. Zamiast pragnienia Edwarda, czułem teraz dużo większe pragnienie. Pragnienie napoju, którym poił mnie mój wybawca. Pragnienie krwi...

Zadajecie sobie na pewno pytanie czy nie było dla mnie dziwne, że nieznajomy człowiek uwięził mnie w swoim domu i poił krwią? Mnie na niczym nie zależało, równie dobrze mógłby mnie wtedy zabić i tak nie sprawiało mi to różnicy. Ale napój, jego krew, wpompowała we mnie nową ochotę do życia, a raczej potrzebę picia tego specyfiku i odkrywania w sobie coraz to nowszych zdolności - bo po każdym łyku stawałam się coraz silniejsza, zwinniejsza, moje zmysły odkrywały nowe rzeczy w otoczeniu.

Jacob codziennie poświęcał mi długie godziny na rozmowę. Nasze tematy zakrawały o wszystkie aspekty wiedzy i życia. Wiele się od niego dowiedziałam, poszerzyłam wielokrotnie moją wiedzę i wykształcenie. Nie byłam jego więźniem, choć czasem tak się czułam. Do dyspozycji oddał mi swoją bibliotekę i jeden pokój, w żadnym jednak z tych pomieszczeń nie znajdowało się ani jedno okno. Przestało mieć dla mnie znaczenie, czy jest noc, czy dzień. Żyłam bez wyraźnego celu i przyczyny, w nieokreślonym czasie i miejscu.

Aż przyszedł moment, w którym Jacob uznał, że jestem gotowa...

Było to dokładnie w dniu moich dwudziestych trzecich urodzin. Przyszedł złożyć mi propozycję, która miała zaważyć na dalszym moim życiu. Miał to być jeden z najwspanialszych prezentów, jaki kiedykolwiek mogłabym otrzymać. Wyjawił mi swój sekret, rysował przede mną wizję wspaniałego życia, które czeka na mnie, jest w zasięgu ręki. Opowiadał tak barwnie o urokach nie-życia, że uwierzyłam mu. Mogła to być moja szansa na zapomnienie tamtych oczu, tamtych kasztanowych włosów i tego magicznego głosu, który ciągle mnie przyzywał do siebie... Mogłam zapomnieć o Edwardzie i zacząć wszystko raz jeszcze. Lub żyć z otwartą raną w sercu przez następne tysiąclecia... Postanowiłam jednak zaryzykować.

Jak się zapewne domyślacie Jacob był wampirem. Wybrał mnie na swoją córkę i dziedziczkę wszystkich zdolności, jakich nauczył się przez setki lat swojego istnienia. A ja zgodziłam się na to.

Moja przemiana w wampira była przeżyciem, którego nigdy nie da się zapomnieć. Jacob wbił swoje zęby w moją tętnicę, a ja poczułam, jak wraz z każdą kroplą krwi uchodzi ze mnie życie. Byłam bliska oszołomienia i utraty zmysłów. Choć wiedziałam, że umieram nie chciałam przerwać tego doznania. Kiedy wypił ze mnie prawie całą krew, zapytał raz jeszcze, czy chcę dostąpić zaszczytu przemiany w wampira. Leżąc w jego ramionach pragnęłam życia jak chyba nikt na świecie. Mgnienie chwili dzieliło mnie od śmierci. Wyszeptałam tylko ochrypłe "tak". Wtedy podwinął swój lewy rękaw i zębami rozszarpał swój nadgarstek. Przystawiając go do moich ust rzekł - Niech się stanie! - i pozwolił mi pić. Przywarłam do niego łapczywie i w tym momencie przez mój umysł przemknęły miliony scen, tysiące myśli, setki uczuć. Nie należały one do mnie. To były jego myśli, jego uczucia, jego życie napełniające moje martwe ciało. Przeżyłam ekstazę nieporównywalną z żadnym ludzkim uczuciem. Nigdy potem, pijąc krew człowieka, nie czułam się tak cudownie, jak w tej jednej chwili. Dla mnie mogła trwać całą wieczność, jednak Jacob odjął swój nadgarstek od moich ust, a ja straciłam przytomność.

Tak zaczęło się moje nie-życie jako wampira. Już przeszło trzydzieści lat trwam w tym stanie wciąż wyglądając jak dwudziestolatka. Jacob nauczył mnie wszystkiego, stał się nie tylko mym Ojcem-W-Ciemności, ale i prawdziwym ojcem, którego zawsze mi brakowało. Żyłam od zmierzchu do świtu, zaangażowałam się w życie społeczne wampirów, z czasem zyskałam sobie szacunek innych i przyjaźń Księcia, który dla wampirów jest wyrocznią i świętością. Jednak los zakpił ze mnie raz jeszcze...

Często pomagałam Księciu i wykonywałam dla niego liczne zadania. To, kolejne a zarazem ostatnie, miało być po prostu jeszcze jedną, zwyczajną pracą dla klanu i Księcia. Gdzieś w Królestwie wampirów pojawił się nielegalny człowiek. Miałam je odnaleźć i zlikwidować oraz dowiedzieć się, kim jest. Do pomocy przydzielono mi "Młodego" - syna Księcia, niezwykle rozwydrzonego i rozpieszczonego, nieopierzonego wampira. I to był początek mojego końca.

Znalezienie "nielegala" nie było trudne. Nie zacierał po sobie śladów, był nieostrożny i działał chaotycznie. Trafienie na jego trop zajęło mi niecałe dwie noce. Trzeciej nocy doszło między nami do konfrontacji. Odkryliśmy go w ciemnym zaułku. Był wysportowany i muskularny, jego ciało okrywał wystrzępiony czarny płaszcz, a twarz skryta była w cieniu kaptura. Marcus - czyli "Młody" - nie słuchając moich ostrzeżeń, ruszył na niego, nie mając więc innego wyjścia podążyłam za nim, nie mogłam dopuścić, aby coś mu się stało. "Nielegal" był zwinny i poruszał się w miarę szybko, toteż unikał ciosów bez większej trudności, sam jednak nie atakował, próbował przedrzeć się przez nas i uciec. Stałam w pogotowiu gotowa zaatakować bądź ruszyć w pościg. Synek Księcia starał się za wszelką cenę pochwycić swoimi szponami ofiarę lecz nie udawało mu się, przez co wpadał w coraz większą złość. Wreszcie zahaczył jedną ręką o ciało nielegalnego człowieka zadając mu ranę i zrywając mu z głowy kaptur. Nieznajomy krzyknął przeraźliwie. Moim oczom ukazała się burza kasztanowych włosów, te same oczy, usta... Niewiele myśląc rzuciłam się na Marcusa i przygniotłam go do ziemi nim zadał mu kolejny cios. Korzystając z okazji Edward przemknął zwinnie między nami i uciekł w plątaninę uliczek.

Musiałam się gęsto tłumaczyć dlaczego powstrzymałam mojego towarzysza od zabicia "nielegala" przez co zyskałam jedynie czujny, nieufny wzrok śledzący moje ruchy z uwagą. Marcus nigdy mi nie ufał i nie darzył szczególną sympatią przez zaufanie, jakim obdarzał mnie Książę. A ja nadal nie mogłam się otrząsnąć z tego co widziałam. To nie mogła być moja wyobraźnia - widziałam go dokładnie, każdy milimetr jego twarzy zachowałam w pamięci, a tamten nieznajomy wyglądał dokładnie jak Edward.

Następnej nocy nie tracąc czasu na polowanie i posilanie się, wykorzystałam ten czas rozłąki z moim towarzyszem na odszukanie mojego ukochanego, z którą los rozdzielił mnie sześć lat temu. Nie było to trudne, nieznajomy słabo znał miasto, nie wiedział jak się po nim poruszać. Kiedy stanęłam naprzeciwko niego moje martwe serce odżyło na nowo uczuciami sprzed kilku lat. Nie poznał we mnie dawnej Belli, lecz oprawcę z wczorajszej nocy. Minęło sporo czasu nim jego zagubione myśli odnalazły w pamięci mój obraz. Krwawe łzy spłynęły po moich policzkach, kiedy przytuliłam go, osłupiałego i zagubionego. Kazałam uciekać mu z miasta. Obiecałam odszukać go w najbliższym czasie. Nasze spotkanie po latach musiało nieubłaganie się skończyć.

Po kolejnych kilku dniach poszukiwania "nielegala" w mieście zakomunikowałam Księciu, że albo uciekł, albo został przez kogoś zabity. Cały czas czujne oczy Marcusa przypatrywały się każdemu mojemu działaniu. Książę przyjął moją wiadomość z żalem, ale zaakceptował ją i zaniechał dalszych działań w tej sprawie.

Odczekałam jeszcze kilka dni i wyruszyłam do pobliskich okolic, aby odszukać mojego Edwarda. Postanowiłam, że już nigdy go nie opuszczę i będę go broniła przed Księciem i innymi wampirami. Nasze kolejne spotkanie przywróciło mi wszystkie wspomnienia, które tak głęboko chowałam na dnie serca. Edward był jednak nadal taką samą osobą. On jako jedyny nie zwątpił w mą śmierć. Szukał mnie przez tyle lat, i w końcu znalazł, ale już nie tę samą Bellę, którą znał, tylko tę złą. Jako wampirzycę. Edward sam dostrzegł moją przemianę i po długim rozmyślaniu, wyjąkał, że wie, kim teraz jestem. Ale nie boi się mnie, bo wie, że nie zrobię mu krzywdy. Stwierdził, że tylko moja prawdziwa miłość do niego, pozwala mi być człowiekiem. Edward opowiedział mi wszystko ze szczegółami, co stało się po moim zniknięciu. On nie przestawał wierzyć w to, że żyję. Przemierzał miasta wzdłuż i wszerz, aż w końcu rozpacz i szaleństwo przywiodły go do wampirzego miasta. Do mojego miasta... Przeznaczenie? Rozłączeni kochankowie znowu razem? Nie... parszywy dowcip losu...

Chciałem z nią zostać, choć nie była już jak moja mała siedemnastoletnia Bella. Przypominała jeszcze piękniejszą istotę niż tą, którą była. Była wręcz nieskazitelna a zarazem niezniszczalna. Wyglądała niczym porcelanowa laleczka. Ale w środku "piękność" nadal była zwykłą Bellą, którą znałem. Ufałem jej i wiedziałem, że nie byłaby w stanie mnie zabić.

Te kilka dni, które spędziłam z nim, dały mi więcej, niż kilkadziesiąt lat wampirzej egzystencji. Uwierzyłam, że szczęście powróciło do mojej duszy.

Dano nam niespełna trzy miesiące. Nie wróciłam już do Księcia, wolałam się łudzić, że zapomni o moim istnieniu i pozwoli spokojnie żyć u boku Edwarda. Pewnego zimowego dnia obudziliśmy się w towarzystwie kilku wampirów z mojego miasta. Byli oni najbardziej wyszkolonymi strażnikami Księcia. A wśród nich był i jego Syn-W-Ciemności z krzywym uśmiechem na twarzy. Opór był bezskuteczny. Związano nas i przetransportowano do Księcia. Wkrótce miał się odbyć sąd.

Po mojej stronie stawił się Jacob, mój Ojciec-W-Ciemności. Znał on moją historię z Edwardem i starał się przekonać Księcia, że nie dopuściłam się niesubordynacji i zdrady, tylko owładnęła mną chwilowa słabość. Moim oskarżycielem był Marcus, który robił wszystko, abym poniosła najwyższy rodzaj kary - śmierć. Jednak śmierć byłaby dla mnie nagrodą w stosunku do kary, jaką mi wymierzono. Książę ogłosił swój wyrok - Edward Cullen zostanie skazany na śmierć poprzez przemianę w wampira, a nauczką dla mnie na przyszłość miało się stać wykonanie wyroku na moim ukochanym. Serce pękło mi na milion kawałków, gdy usłyszałam czego mam dokonać. Edward wszystko rozumiał, jego oczy błądziły po zebranych w sali wampirach, które błagały o kroplę jego krwi. Tymczasem miała odbyć się egzekucja...

Cała społeczność wampirów zebrała się wokół placu, na którym stanął Edward. Twarz synalka Księcia szpecił grymas ironicznego, triumfującego uśmieszku. Wpatrywałam się bezwiednie w twarz Edwarda, w twarz chłopaka, którego kochałam nad własne życie. I postanowiłam zginąć razem z nim.

Odmówiłam przemiany go w wampira, zaczęłam krzyczeć i rzucać się na wszystkich stojących obok mnie. Wyczerpana, bez krwi, bez siły i nadziei szybko zostałam zdominowana przez parszywą bestię, Marcusa. Wszystko we mnie krzyczało, cała moja jaźń wiła się z bólu, ale ciało robiło to, co chciał ten smarkacz. Zbliżyłam się do ciała Edwarda. Jedynie moje oczy wyrażały ogrom bólu i rozpaczy, jaki wówczas przeżywałam. Edward wyszeptał mi, że chce tej przemiany, ze względu na mnie, byśmy się już nigdy nie rozstawali. Dopiero po tych słowach przystąpiłam do wykonania zadania. Jego wykrzywiona strachem i bólem twarz stoi mi przed oczami nawet teraz... Płakałam krwawymi łzami, ostatnimi kroplami krwi, jakie pływały jeszcze w moich żyłach.

Po moim ciele przeszły tysiące prądów. Padłem na kolana i krzyczałem... Na placu panowała martwa cisza przerywana jedynie okropnym rechotem książęcego Syna-W-Ciemności. I wtedy powstałem nowy ja - stałem się nowonarodzonym Edwardem Cullenem. Byłem od teraz wampirem. Wampirem, który miał przed sobą wieczność na szczęśliwe w końcu życie u boku mojej ukochanej Belli.

embed

allondanny

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: