Jerzy Bińczycki dziś jest uznawany za jednego z najwybitniejszych polskich aktorów. Dla wielu to przede wszystkim profesor Rafał Wilczur w kultowym "Znachorze". Dla innych natomiast już zawsze będzie Bogumiłem Niechcicem w "Nocach i dniach". Mógł pochwalić się nie tylko ogromnymi osiągnięciami zawodowymi, ale i bogatym życiem uczuciowym. Pierwszą miłość poznał jeszcze na studiach, ale nie przetrwała próby czasu.
Jerzy Bińczycki dwa razy stawał na ślubnym kobiercu. W latach 60. poślubił Elżbietę Willównę, z którą występował w teatrze. Para doczekała się córki Magdaleny, ale ich małżeństwo nie przetrwało. "Nie wierzę w aktorskie małżeństwa, tego typu związki mają małe szanse na przetrwanie" - mówił później. Dwie dekady później poznał Elżbietę Godorowską, studentkę teatrologii, która spotkała się z nim w Starym Teatrze, prosząc o wywiad. Ta znajomość bardzo szybko przerodziła się w prawdziwe uczucie, które przetrwało aż do śmierci aktora.
Jednak pierwszą, prawdziwą miłością Jerzego Bińczyckiego było Aleksandra Górska, która dziś znana jest przede wszystkim z roli babci Lucyny w "Ojcu Mateuszu". Poznał ją jeszcze podczas studiów w Krakowie. To ona pomogła mu przejść przez trudny okres po śmierci mamy, która zmarła w trakcie zdawania egzaminów wstępnych. Para po zakończeniu nauki wyjechała razem do Katowic, ale tam aktorka poznała Andrzeja Szajewskiego, który skradł jej serce i ostatecznie to za niego wyszła za mąż. Więcej zdjęć Jerzego Bińczyckiego znajdziecie w galerii na górze strony.
Jerzy Bińczycki z żoną Elżbietą Fot.Tomasz Wiech / Agencja Wyborcza.pl
Jerzy Bińczycki, jakiego nie znacie. Tak zaczęła się jego kariera
Jest rok 1961. 24-letni Jerzy Bińczycki kończy studia na Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie i przenosi się do Katowic. Rozpoczyna pracę w Teatrze Śląskim, ale już po kilku latach wraca do stolicy Małopolski, aby występować na deskach Starego Teatru. Tam zostanie już do końca swoich dni, obejmując funkcję dyrektora zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią.
Jednak aktorsko udzielał się nie tylko na scenie, bo już rok po opuszczeniu murów uczelni dostaje swoją debiutancką, choć epizodyczną, rolę filmową. Następne kilkanaście lat nie przynoszą mu zbyt wielkich kinowych sukcesów. Przełom nastąpił w 1975 roku. Jerzy Antczak zaczyna przygotowywać obsadę do ekranizacji powieści "Noce i dnie" Marii Dąbrowskiej. Chciałby, aby główną rolę męską odegrał Stanisław Jasiukiewicz. Jednak aktor, wiedząc, że ma raka trzustki, odmówił reżyserowi. Bał się, że może nie dożyć końca produkcji.
Intuicja podpowiedziała wówczas reżyserowi Jerzego Bińczyckiego. To był strzał w dziesiątkę, bo jako Bogumił Niechcicki podbił serca publiczności, a film stał się telewizyjnym hitem. Zachwycił także krytyków, którzy w następnych tygodniach po premierze rozpisywali się na temat jego wielkiego talentu. "Zbudował on fascynującą, ponadczasową sylwetkę zwyczajnego człowieka. Delikatnie odsłonił psychiczne rany bohatera, pokazując jednocześnie jego wewnętrzne bogactwo" - oceniał Krzysztof Demidowicz. Otworzyło to aktorowi drzwi do kariery, a propozycje nie przestawały napływać. Po raz ostatni wystąpił w "Panu Tadeuszu" jako Maciej Królik-Różeczka, ale nie doczekał premiery. Zmarł w 1998 roku.