• Link został skopiowany

Lekarze ostrzegali, ale ich nie słuchał. Jerzy Bińczycki zmarł na zawał

Jerzego Bińczyckiego, który zapisał się w historii kina rolami w popularnych ekranizacjach, nie ma już z nami 25 lat. W kolejną rocznicę śmierci aktora przypominamy o jego problemach zdrowotnych i ambitnych planach przerwanych przez śmierć.
Jerzy Bińczycki
Fot. screen 'Znachor' TVP VOD

Drugiego października minęło 25 lat od śmierci Jerzego Bińczyckiego - odtwórcy kultowej roli Rafała Wilczura w "Znachorze" Jerzego Hoffmana czy Bogumiła Niechcica w niezapomnianych "Nocach i dniach" Jerzego Antczaka. Charakterystyczny aktor, który zmarł w 1998 roku, nie doczekał premier dwóch kolejnych filmów, w których zagrał: "Pana Tadeusza" w reżyserii Andrzeja Wajdy i "Syzyfowych prac" Pawła Komorowskiego. Później mówiono, że wziął za dużo na swoje barki i nie posłuchał lekarzy, którzy zalecali mu, by się oszczędzał. Zmarł na zawał serca.

Zobacz wideo W "Znachorze" zagrały problematyczne róże. Bez nich nie byłoby kultowej sceny Trzeba było po nie jechać aż do Warszawy

Jerzy Bińczycki miał przed śmiercią wiele planów

Jerzy Bińczycki mówił o sobie, że jest "niefilmowym" aktorem. Z tym nie zgadzali się filmowcy i fani, bo kamera go pokochała. O swoich zawodzie opowiadał z ogromną pasją. "Aktorstwo jest jednym z tych zawodów, w których zawsze chce się pracować, niezależnie od zmęczenia, stanu ducha i kondycji" - stwierdził w jednej z rozmów. 

Gdy latem w 1998 roku zaproponowano mu stanowisko dyrektora Starego Teatru w Krakowie, mimo że robił się coraz słabszy, na prośbę kolegów i po wahaniach w końcu ją przyjął. Nie chciał ich zawieść, bo pokładano w nim wielkie nadzieje. Zdrowie zeszło u niego na dalszy plan. "Nowa funkcja była dla niego zbyt wielkim stresem i obciążeniem" - miał mówić później Jerzy Hoffman cytowany przez Onet. O wielkich planach Bińczyckiego związanych z teatrem powiedziała później jego żona. "Nie podejrzewałam go o taki zapas energii, myślenia, pasji. Ten teatr znał świetnie, od piwnic po strych, wszystkich ludzi, mechanizmy, relacje międzyludzkie. Miał ogromny szacunek dla kolegów, wiedział, jak ważna jest satysfakcja zespołu. Taka była tradycja Starego Teatru" - powiedziała w "Gazecie Wyborczej" żona aktora, Elżbieta Bińczycka.

"Znachor" doczekał się nowej wersji

Od kilku dni na Netfliksie oglądać można nową wersję "Znachora". Tym razem w tytułową postać wciela się Leszek Lichota. Odnowiona opowieść spodobała się Tomaszowi Stockingerowi, który w wersji z Bińczyckim wcielał się w hrabiego Czyńskiego. W jednej z nowych rozmów stwierdził, że nowa ekranizacja jest zrealizowana z rozmachem i niczym nie ujmuje hollywoodzkim produkcjom. "Patrzyłem z zachwytem i z zazdrością. Z zazdrością dlatego, że nie mam na co dzień do czynienia z taką superprodukcją. Najwyraźniej to miała być i jest superprodukcja przeznaczona na rynek międzynarodowy. Myślę, że ten film ma szansę być hitem" - ocenił w rozmowie z Plejadą.

Więcej o: