Kacper Tekieli od dłuższego czasu przebywał w Alpach. Chciał zrealizować swój wymarzony cel, jakim było zdobycie wszystkich 82 czterotysięczników. Mąż Justyny Kowalczyk wspinał się samotnie na jeden z najbardziej znanych szczytów Alp Szwajcarskich, Jungrau, który mierzy aż 4158 m n.p.m.. Warunki nie były sprzyjające. Prawdopodobnie do tragedii doszło tuż po tym, jak zdobył górę.
Kacper Tekieli w jednej chwili znalazł się na desce śnieżnej i niekontrolowanie zaczął spadać z lawiną. To zdarzenie miało miejsce 17 maja. Ratownicy zostali poinformowani o strasznym wypadku. Z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych akcja ratunkowa rozpoczęła się dzień później. Wcześniej użycie helikoptera było niemożliwe. "Najpierw, w środę, urwał się kontakt z Kacprem. Później pojawiła się informacja, że na miejscu jest lawinisko. Następnie dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie znajduje się tam ciało. Później, dziś rano, okazało się, czyje ciało" - wyznała bliska osoba z polskiego środowiska górskiego w rozmowie z portalem Onet.pl.
Kacper Tekieli miał wielu przyjaciół w środowisku wspinaczkowym. Zawsze powtarzał im, jak ważne jest bezpieczeństwo. W akcji ratunkowej wziął udział jeden z nich, Andrzej Bargiel. Często wspinali się razem w Tatrach. Gdy tylko mężczyzna dowiedział się, co się wydarzyło, od razu wybrał się do Szwajcarii. Wiedział, czego może się spodziewać. Bargiel chciał symbolicznie upamiętnić przyjaciela z branży. ZOBACZ TEŻ: "Stracił życie w miejscu, które kochał". Internauci żegnają Kacpra Tekielego