Książę Harry i Meghan Markle nie uciekną tak łatwo od rozgłosu związanego z pozornie zwyczajną sesją fotograficzną dla magazynu "Time". Zdjęcia zostały wzięte pod lupę zarówno przez internetowych detektywów, ekspertów od rodziny królewskiej, jak i specjalistów od mowy ciała. Wnioski? Fotografie przekazują nam więcej, niż sami zainteresowani zapewne by tego chcieli. Tym razem prasa zajęła się biżuterią Markle.
Magazyn "Time" ogłosił listę "100 najbardziej wpływowych ludzi świata", na której szczycie jednej z sześciu kategorii (ikony) znaleźli się książę Harry i Meghan Markle. Do okładkowego zdjęcia księżna Sussexu zapozowała w białym komplecie z zestawem biżuterii na rękach. Jak wyliczył portal Daily Mail, wartość wszystkich błyskotek Markle z okładki wynosi... 384 tys. dolarów (ok. 1,5 mln złotych). Szum wokół wyrobów jubilerskich nie koncentruje się jednak wokół ich ceny, a pochodzenia.
Zagraniczne media zwracają uwagę na pierścionek na małym palcu księżnej Sussexu (jego wartość to 62 tys. dolarów), który do złudzenia przypomina ten z sesji Markle dla "Time" z października 2020 roku. Portal Page Six informował wówczas, że błyskotka została wykonana z diamentów, które para dostała od "anonimowego darczyńcy z Bliskiego Wschodu". Markle miała szybko zaprzeczyć tym doniesieniom, twierdząc, że został jej pożyczony przez stylistkę na potrzeby sesji zdjęciowej.
Dlaczego pochodzenia pierścionka ma znaczenie? Meghan i Harry są znani ze swojej pracy humanitarnej, więc noszenie przez Markle biżuterii, która miałaby zostać uzyskana w nieludzkich warunkach lub podarowana przez któregoś z przywódców łamiących prawa człowieka, wzbudza wiele wątpliwości.