• Link został skopiowany

Alan Andersz mówi, jaki udział w jego wypadku miał Antoni Królikowski. "To były jego urodziny"

Alan Andersz wrócił w nowym wywiadzie do wypadku sprzed ponad dekady. Aktor uciął po latach spekulacje, jaki udział w zdarzeniu miał Antoni Królikowski.
Alan Andersz / Antoni Królikowski
KAPiF.pl / KAPIF.pl

Alan Andersz w 2012 r. spadł ze schodów i uderzył głową w donicę. Po tym trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację trepanacji czaszki. Przez jakiś czas leżał w śpiączce. Trudne przeżycia wystawiły na próbę jego znajomość z Antonim Królikowskim, który tego dnia świętował urodziny, a zajście miało miejsce właśnie na imprezie aktora. W jednym z wywiadów Andersz wspominał, że znany kolega nie odwiedzał go później w szpitalu, choć nie ma mu tego za złe. Ich kontakt się urwał, ale teraz w nowym wywiadzie Andersz odpowiedział na nieustające od lat spekulacje dotyczącego tego, jaki udział w jego wypadku miał sam Królikowski. "Antek Królikowski nie miał absolutnie nic wspólnego z tym wypadkiem poza tym, że to były jego urodziny. Często ludzie na nim psy wieszali. Nie jest odpowiedzialny za to, to nie jego wina, nieważne czyja, to jest już temat zamknięty" - powiedział reporterowi Kozaczka.

Zobacz wideo Dlaczego rodzice nie przechodzą szkolenia z pierwszej pomocy dla dzieci?

Alan Andersz rozliczył się z przeszłością

W tej samej rozmowie Andersz zapewnia, że złe przeżycia ma już za sobą. Nie chce już rozliczać się z przeszłością i skupia się na tym, co będzie. "Nie będziemy dochodzić prawdy, próbować karać czy cokolwiek. Wszystko wyszło dobrze. Ja żyję i mam się świetnie. Nie brnijmy w to, nie szukajmy złych emocji, złej energii, zacznijmy się wszyscy wreszcie kochać" - stwierdził.

Andersz opowiadał o wypadku

Alan Andersz kilka lat temu napisał w sieci o tym, co po wypadku czuli jego najbliżsi. Gdy leżał w śpiączce, lekarze nie mieli dla nich optymistycznych wiadomości. To dla wszystkich był sprawdzian. "W tym czasie nauczyłem się wiele o ludziach, ale najwięcej o sobie. Każdego dnia budzę się wdzięczny za to co mam i z ogromną radością patrzę na to co przede mną. Najgorsze piekło przeszli moi najbliżsi - kiedy ja leżałem w śpiączce oni słuchali o tym, że najpewniej nie przeżyję a nawet jeśli to będę wymagał dożywotniej opieki. Przez długi czas miałem problem z tym, żeby mówić o tym co mnie spotkało. Nie chciałem wracać myślami do tych traumatycznych przeżyć. Dzisiaj wiem, że warto. To swego rodzaju katharsis, które sprawia, że z większą przyjemnością patrzę w lustro" - pisał na Instagramie.

Więcej o: