Ania Rusowicz to jedna z najbardziej cenionych polskich wokalistek. Artysta jest córką Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy. Miała zaledwie siedem lat, kiedy jej mama zginęła w wypadku samochodowym pod Poznaniem. Wokalistka była jedną z gwiazd tegorocznego 62. Krajowego Festiwalu Piosenki w Opolu. W rozmowie z Marcinem Wolniakiem z Plotka opowiedziała m.in. o wyjątkowej relacji ze Sławkiem Uniatowskim. "My się ze Sławkiem znamy dwadzieścia parę lat. My się poznaliśmy, jak ja miałam 20 lat, a on 19. Bardzo się ze sobą zaprzyjaźniliśmy, ale zawsze mieliśmy relację kumpelską. (...) Moim zdaniem to jest taki dla mnie mój brat muzyczny, z którym się doskonale rozumiem na scenie" - wyznała. Więcej przeczytacie tutaj. Ania Rusowicz 3 października była gościnią w programie "halo tu polsat". Wokalistka miała okazję wspomnieć o swoim nowym projekcie muzycznym i zaśpiewać na kameralnej scenie Polsatu. Przy okazji opowiedziała też o kulisach ślubu, który wzięła sama ze sobą.
Ania Rusowicz ma za sobą wiele trudnych doświadczeń. Kiedy była małą dziewczynką, straciła mamę. Jako dorosła już kobieta, rozstała się z mężem z powodu zdrady. W czasie, kiedy przeżywała rozpad małżeństwa, zmarł także jej ojciec. "W jednym czasie Hubert odszedł z domu, a mój ojciec odszedł z tego świata" - wyznała w rozmowie z "Vivą!". Wokalistka dwa lata temu zdecydowała się na samoślub, czyli poślubienie samej siebie. Już wcześniej wyjawiła kulisy tego wydarzenia w mediach społecznościowych. Podkreśliła, że podczas ceremonii zachowano dużo elementów z tradycyjnego ślubu. "To był samoślub z prawdziwego zdarzenia! Odbył się wieczór panieński, zamówiłam u krawcowej piękną suknię ślubną. Białą. Zamówiłam też sygnet z moimi inicjałami, AR, zamiast obrączki. Sama ceremonia zaślubin wyglądała tak, że stanęliśmy wszyscy w kręgu, trzymając się za ręce. Wypowiedziałam ze wzruszeniem przysięgę, którą sama napisałam" - wspomniała w rozmowie z magazynem "Zwierciadło".
Podczas wizyty w programie "halo tu polsat" wokalistka wróciła wspomnieniami do tego wyjątkowego czasu. Podkreśliła, że oczywiście cała ceremonia miała charakter symboliczny, a nie formalny. Był to pewnego rodzaju rytuał, który miał być scementowaniem jej relacji z samą sobą - samoakceptacji i miłości do siebie. Wokalistka wspomniała, że tego typu ceremonie są popularne na świecie. Wspomniała także o wierze chrześcijańskiej i podkreśliła, że nawet w jednym z przykazań jest mowa o miłości do samego siebie. "Kochaj bliźniego, jak siebie samego", a to znaczy, jak zaznaczyła Rusowicz, znaczy tylko tyle, że nie można w pełni pokochać drugiego człowieka, jeśli nie zaczniemy od samych siebie.
To była bardzo spontaniczna sytuacja. Moi przyjaciele mają taki folwark, gdzie odbywają się normalne śluby.
- Ale, że to miejsce jest bardzo romantyczne, ja to nazywam 'moją planetą', bo tam jest totalna hipsterka. Kiedyś przyjechała do nich i powiedziałam: słuchajcie, zróbmy sobie taką imprezę. A jakbym wzięła ślub sama ze sobą - wyjawiła Rusowicz.
W dalszej części rozmowy Ania Rusowicz wyznała, że jej przyjaciele zareagowali bardzo entuzjastycznie na ten pomysł i podjęli się organizacji imprezy. W rozmowie z gospodarzami programu "halo tu polsat" artystka podkreśliła, że koniec końców zorganizowano naprawdę huczną imprezę.
Wyobraźcie sobie trzy naprawdę wielkiej imprezy. DJ... było wszystko i niczego nie zabrakło. W sumie na końcu stwierdziliśmy, że w zasadzie nie brakowało pana młodego. To nie jest w zasadzie potrzebne, bo ta miłość się po prostu unosi w powietrzu
- podsumowała wokalistka.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!