Pierwszy telewizyjny wywiad Kate Rozz w "DDTVN " był długo zapowiadany. Zgodnie z oczekiwaniami, aktorka i piosenkarka, która do tej pory dała się poznać jako lwica salonowa o wysublimowanym guście i żona Piotra Adamczyka, pokazała się od zupełnie innej strony. Nie każdy zdecydowałby się, żeby podzielić się ze światem tak intymni wspomnieniami. Rozz opowiedziała m. in. o adopcji syna.
Spróbuję nie płakać - zaczęła rozmowę Kate Rozz. - Stosunek do tego zawdzięczam mojej mamie. Ona zawsze na święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc do domu zawsze zapraszała dzieci z domu dziecka. Przekazywałam przez mamę prezenty dla tych dzieci. Pewnego razu ona trafiła na płaczącego chłopca. Okazało się, że został w placówce całkiem sam. Jego rodzeństwo zostało zaadoptowane, on nie. To był Chanti. Mama zaprosiła go do domu na święta. Potem zaczął się coraz częściej pojawiać w domu mamy. Ja też często go spotykałam, na święta, wakacje. Po pewnym czasie coś się zrodziło we mnie. Zarówna Mia, jak i jak wiedziałyśmy, że on już nie wróci do domu dziecka.
Zgodnie z oczekiwaniami bulwarówek, po rozstaniu z Piotrem Adamczykiem, Rozz powinna być smutna i zdołowana. Tymczasem aktorka, oprowadzając Kingę Rusin po ukochanym Paryżu, wyglądała kwitnąco. Patrząc na nią, nie dziwią słowa, które napisała na Facebooku : Cudowne jest dzisiaj moje życie. Bohaterka wywiadu zdradziła, dlaczego nie dopada jej przygnębienie.
Akurat leżałam z Chantim, w łóżku. Rozłożyła go choroba. Po chwili dołączył do nas piesek Lucky, który został znaleziony w Portugalii. Za chwilę do łóżka wskoczył też kot, którego razem z Mią przygarnęłyśmy kilka dni wcześniej. Nagle uświadomiłam sobie, że wszyscy zostali zaadoptowani. Dotarło do mnie, ile jest w tym piękną. Dlatego tak napisałam.
Rozz sprawiała wrażenie bardzo wyciszonej, ale przy tym radosnej. Mieszka w pięknym Paryżu, pracuje. W wolnym czasie wyjeżdża pod miasto na konne przejażdżki. Takiego życia można pozazdrościć. Aktorka i piosenkarka dobrze o tym wie, pewnie dlatego nie wahała się powiedzieć.
Nie żałuję żadnej ze swoich decyzji. Wszystkie były po coś.
Ciekawe, czy z taką samą pewnością coś takiego może powiedzieć Piotr Adamczyk.
karo