• Link został skopiowany

Lubomirski-Lanckoroński twierdzi, że mieszka w nawiedzonym zamku. Ujawnił, co słyszy w lochach

Jan Lubomirski-Lanckoroński stwierdził, że jego zamek jest nawiedzany przez duchy. Książę podkreśla, że nie boi się zjaw, gdyż doskonale wie, kim rzekomo są.
Jan Lubomirski-Lanckoroński
Instagram/princeslubomirskifoundation

Jan Lubomirski-Lanckoroński, jak na księcia przystało, mieszka w zamku. W jego posiadłości jest aż sto komnat. Niedawno były mąż Dominiki Kulczyk oprowadzał po swoich włościach dziennikarkę "Faktu". Przy okazji podzielił się osobliwą historią. Jego zdaniem zamek nawiedzają duchy.

Zobacz wideo Katarzyna Pakosińska pokazała nam coś, co ma w domu od lat. Tego się nie spodziewaliśmy

Jan Lubomirski-Lanckoroński mówi, że mieszka w nawiedzonym zamku

Jan Lubomirski-Lanckoroński chętnie pokazuje swoją codzienność w mediach społecznościowych. Choć należy do arystokracji, zapewnia, że jego rodzina wiedzie całkiem zwyczajne życie. Książę w rozmowie z reporterką "Faktu", którą oprowadzał po swoim zamku, stwierdził jednak, że jego dom regularnie mają nawiedzać "niewidzialni goście". Według arystokraty w niezapowiedziane odwiedziny mają wpadać ciotka i wuj - Stanisław Lubomirski, Marszałek Wielki Koronny oraz Izabela Lubomirska.

Oni chyba mają swoją rozpiskę i według niej straszą, głównie na siebie krzycząc, choć my uważamy, że to na nas. Ktoś straszy na wieży, ktoś w lochach

- opowiadał. Książę wyjawił też, że tematyka paranormalna nie jest obca jego rodzinie. - Ekspertem od duchów był mój pradziadek Władysław Lubomirski, organizował seanse spirytystyczne na przełomie XIX i XX w. w pałacu w Kruszynie. Ojciec opowiadał mi, że przyjeżdżał tam Franek Kluski, słynne przedwojenne medium. I coś tam było faktycznie widać - mówił.

Jan Lubomirski- Lanckoroński zdradził, dlaczego nie używa zamkowej jadalni

Oprowadzając dziennikarkę po swojej posiadłości Jan Lubomirski-Lanckoroński nie szczędził anegdotek. Zdradził między innymi, dlaczego na co dzień jego rodzina nie używa zamkowej jadalni. Okazuje się, że głównym powodem są gorszące obrazy wiszące na ścianach. Panujący tam chłód również nie sprzyja biesiadowaniu. "Tu spędzamy te uroczyste chwile, w wigilie albo święta, tylko muszę tak sadzać dzieci, żeby nie patrzyły na te rubensowskie kształty na ścianach. Ale na co dzień wybieramy kuchnię znajdującą się w kordegardzie" - zdradził arystokrata.

Więcej o: