Trwa światowe tournée Taylor Swift, "The Eras Tour". Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, że tuż przed występem wokalistki w Rio de Janeiro doszło do ogromnej tragedii. Mieszkańcy Brazylii zmagali się z ogromnymi upałami. W sali, w której zorganizowano wydarzenie, było ponad 50 stopni Celsjusza. Jedna z uczestniczek zasłabła. Mimo natychmiastowej pomocy nie udało jej się uratować. Powodem śmierci 23-latki było zatrzymanie akcji serca. Teraz doszło do kolejnej tragedii. 16-letnia fanka Swift zmarła w drodze na jej koncert.
16-letnia Mieka Pokarier jechała na koncert Taylor Swift w Australii ze swoją dziesięcioletnią siostrą i mamą, która prowadziła auto. Podczas trasy z miasta Gold Coast do Melbourne doszło do czołowego zderzenia ich samochodu z naczepą. Szczegóły wypadku nie są jeszcze znane. Na miejsce od razu przyjechały służby ratunkowe. Mimo natychmiastowej pomocy Mieka Pokarier zmarła na miejscu. Według "New York Post" dziesięcioletnia siostra nastolatki została przetransportowana samolotem do szpitala Westmead w Sydney i wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Ich matka, która prowadziła samochód, została przewieziona przewieziona do innej placówki. Jej stan jest stabilny. Życiu kierowcy naczepy również nic nie zagraża. "Policja bada przyczyny wypadku. Jak dotąd nikt nie został aresztowany, oskarżony ani ukarany mandatem" - czytamy na stronie TMZ.
Matka chrzestna 16-latki, Karleigh Fox, zorganizowała zbiórkę pieniężną dla rodziny zmarłej nastolatki. W opisie czytamy, że Mieka Pokarier i jej siostra bardzo cieszyły się z koncertu Taylor Swift. "To miała być podróż ich życia, podczas której miały świetnie bawić się na wydarzeniach Melbourne i Sydney" - czytamy. Kobieta dodała, że cała rodzina jest załamaną tragedią, jaka ich dotknęła. ZOBACZ TEŻ: Anna German po strasznym wypadku przez wiele godzin czekała na pomoc. Później usłyszała, że już nigdy nie będzie chodzić