1 października ulicami Warszawy przeszedł Marsz Miliona Serc. Na czele zgromadzenia mobilizującego elektorat opozycji partii rządzącej stanął sam Donald Tusk, który zainicjował marsz po nagłośnionej sprawie dotyczącej działań policji wobec zażytych tabletek poronnych przez panią Joannę z Krakowa. "Jeśli pół miliona ludzi dało nadzieję, to ten milion w Warszawie 1 października da już naprawdę pewność zwycięstwa" - oświadczył przed wydarzeniem Tusk. Pod sam koniec wydarzenia na scenie wystąpili powszechnie znani uczestnicy marszu i odśpiewali nieformalny "hymn" opozycyjnych zgromadzeń. Wśród nich był Piotr Gąsowski, który dwa dni później gościł w formacie "Onet Rano" i opowiedział o kulisach przedsięwzięcia.
Prezenter w rozmowie z Beatą Tadlą w programie "Onet Rano" przyznał, że pomysł wystąpienia pojawił się już przy Marszu 4 czerwca. "Myślałem, żeby skrzyknąć ludzi ze środowiska już przy poprzednim marszu. Wtedy myślałem o aktorach, ale za późno się za to zabrałem. Podzieliliśmy się i zaczęliśmy dzwonić. Kombinowaliśmy, co to by miała być za piosenka. Majka (Jeżowska - red.) powiedziała, że trzeba zrobić nową aranżację, żeby to nie było takie patetyczne. Szybko założyłem grupę aktorską, ona grupę wokalną. (...) To było coś niesamowitego" - powiedział Gąsowski.
Przypominamy, że podczas Marszu Miliona Serca artyści wspólnie odśpiewali piosenkę "Kocham wolność" Chłopców z Placu Broni. Na scenie pojawił się m.in. Andrzej Piaseczny, Czesław Mozil, Joanna Szczepkowska, Małgorzata Ostrowska, Majka Jeżowska, Michał Żebrowski czy Urszula. Gąsowski zaznaczył jednak, że nie wszyscy z zaproszonych przez niego artystów przyjęli zaproszenie. Niektórzy odpowiedzieli mu, że nie chcą się mieszać w polityczne sprawy. "Ja to bardzo szanuję, bo wolę, jak ktoś mi szczerze coś takiego powie, niż żeby ogólnikami mówił" - skwitował. Gąsowski przyznał jednakże, że jest bardzo dumny z efektu.
Z czego jestem najbardziej zadowolony? Jak Donald Tusk wygłosił już przemówienie, to wtedy myśmy wpadli na pomysł, żeby teraz to zaśpiewać. On schodził - wtedy ja po niego pobiegłem: "Donald, chodź tutaj na scenę". Stąd właśnie był efekt, że on był z nami na samym końcu wydarzenia - podsumował.