Przed Krzysztofem Baranowskim trzeci samotny rejs dookoła świata. Tym razem słynny żeglarz zamierza spędzić poza domem aż rok, co oznacza rozłąkę z ukochaną żoną Bogumiłą Wander, która od kilku lat ze względu na zaawansowanego alzheimera przebywa w specjalistycznym ośrodku. "Czy jestem w kraju, czy mnie nie ma, to dla niej to nie robi żadnej różnicy" - opowiada w nowym wywiadzie w "Życiu na gorąco".
Przy okazji nowej rozmowy, Krzysztof Baranowski zdradził, jak wygląda obecnie stan jego żony. Żeglarz odwiedza ją regularnie w ośrodku w Konstancinie, gdzie słynna spikerka TVP ma zapewnioną całodobową fachową opiekę. Niestety kontakt z nią jest mocno ograniczony, bo od dawna go nie poznaje. Nie pamięta też, że była gwiazdą telewizyjną. W przypadku jej zaawansowanej choroby, nie ma już mowy, by zaczęła funkcjonować jak jeszcze kilka lat wcześniej i odzyskała pamięć. To zdecydowało o tym, że Baranowski postanowił spełnić marzenie i skusił się na kolejną podróż, korzystając z tego, że dopisuje mu zdrowie.
Sytuacja Bogusi jest dramatyczna od czterech lat, ale pomyślałem, że mogę sobie zrobić urlop, bo czy jestem w kraju, czy mnie nie ma, to dla niej to nie robi żadnej różnicy. Jest na specyficznych lekach. Nie wiem, czy jest z nią lepiej, czy gorzej, po prostu trzeba czekać. Ale może nie ma tych utrapień codziennych? Może ten jej świat jest spokojny? A może nawet na swój sposób szczęśliwy? – zastanawiał się Baranowski w "Życiu na gorąco".
Krzysztof Baranowski zapewnia, że podczas trwającego rok rejsu będzie miał stały kontakt z personelem ośrodka, w którym przebywa Bogumiła Wander. "Jakby coś się Bogusi stało, zmierzam do najbliższego portu, wsiadam w samolot i wracam" - wyznaje i dzieli się swoimi obawami przed zbliżającą się podróżą. "Boję się tego rejsu, jak cholera. Chyba każdy by się bał, bo w Zatoce Adeńskiej w Afryce można spotkać piratów, a z kolei na zachodnim Atlantyku na jachty napadają orki, obgryzając im płetwy sterowe" - dodaje.