Meghan Markle i książę Harry od dłuższego czasu mieszkają w Stanach Zjednoczonych i do tej pory cieszyli się raczej dobrą lub przynajmniej neutralną prasą. Eksperci nie mają wątpliwości - ten okres zakończył się wraz z premierą dokumentu na Netfliksie i autobiografii Harry'ego. Przewidują, że szczególne cięgi zbiorą w czasie rozdania Oscarów.
Zielone światło dla mniej wybrednych żartów dały ostatnie kpiny komika Chrisa Rocka oraz odcinek poświęcony książęcej parze w serialu "South Park". Powody są co najmniej dwa. Pierwszym jest nieszczególnie wiarygodny serial o parze, który w grudniu pokazano na platformie Netflix. Dokument, który miał pokazać prawdę o rodzinie królewskiej, został odebrany jako niespójny - para, która w każdej rozmowie apeluje o nie wściubianie nosa w ich prywatne sprawy, pokazała się od bardzo prywatnej strony.
Sprawy nie poprawiła autobiografia Harry'ego, opublikowana w lutym 2023 roku. Książę poruszył wiele ważnych wątków, ale z jakiegoś powodu uznał, że równie ważne, co jego problemy ze zdrowiem psychicznym, będą historie o odmrożonym penisie.
Te absurdy szybko zauważyli twórcy serialu "South Park", który znany jest z tego, że nie bierze jeńców.
Nikt nie usuwa "South Parku" z dyskursu, serial znany jest z tego, że śmieje się z rzeczy, o których ludzie boją się mówić na głos - mówi ekspert od PR-u Matt Yanofsky, z którym rozmawiał serwis Mirror.co.uk.
Yanofsky przewiduje, że wyemitowany w lutym odcinek, a także ostatnie żarty Chrisa Rocka z rasizmu, na który narzekała Meghan Markle, to tylko preludium do tego, co rozegra się w czasie Oscarów:
Harry i Meghan nie są już nietykalni w USA - podsumowuje.
Tymczasem żądająca większej prywatności para poinformowała, że ich dzieci - Archie i Lilibet - będą mogły korzystać z tytułów książęcych. Nic nie wskazuje na to, by Harry i Meghan mieli odrzucić ten przywilej, który Archie i Lilibet nabyli wraz ze śmiercią królowej Elżbiety II. Jako "prawnukom" nie przysługiwały im tytuły książęce. Sytuacja zmieniła się, kiedy zostali "wnuczętami" króla.