"Mała Madzia" albo "Madzia W." została zamordowana 24 stycznia 2012 roku. Zbrodnia wstrząsnęła Polską - poprzedziły ją dziesięciodniowe poszukiwania dziewczynki, okraszone licznymi konferencjami prasowymi i rzewnymi łzami matki dziecka. To, co przestawiane było jako porwanie niemowlęcia, okazało się zaplanowanym morderstwem. Co dzieje się dzisiaj z rodzicami "Madzi z Sosnowca"?
Pierwsze informacje prasowe na temat zaginięcia dziecka pojawiły się właśnie 24 stycznia. Dziewczynka wtedy już nie żyła - została uduszona przez matkę, która wcześniej próbowała zabić dziecko, rzucając nim o podłogę. Katarzyna W., matka Madzi, przekazała policji, że w czasie spaceru ktoś ją ogłuszył, a dziecko porwał. Rozpoczęły się ogólnopolskie poszukiwania, wizerunek Madzi widniał właściwie wszędzie.
Dwa dni później do akcji wkroczył Krzysztof Rutkowski. Wyznaczono też nagrodę za odnalezienie dziecka - 27 stycznia wynosiła ona 110 tysięcy złotych. Rozpoczęła się seria konferencji prasowych - na jednej z nich Katarzyna W. apelowała do "porywacza" lub "porywaczy", by oddano jej dziecko:
Błagam, żebyście oddali mi dzieciątko, żeby ono już było w domu - mówiła ze łzami w oczach, co również ze łzami w oczach obserwowała cała Polska.
Trzy dni później okazało się, że Madzia W. nie żyje. Początkowo na zdobytym przez Krzysztofa Rutkowskiego nagraniu rozmowy z Katarzyną W. słychać było, jak 22-latka mówi o "nieszczęśliwym wypadku". To tu padły słynne słowa o "śliskim kocyku", z którego dziewczynka wypadła na podłogę. Katarzynie W. początkowo postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci, zaś zmyślone porwanie było efektem paniki kobiety. Kolejne miesiące po odnalezieniu ciała dziecka w jednym z sosnowieckich parków to festiwal konferencji prasowych i rozmów z mediami rodziców dziewczynki. Aż do lipca na temat Katarzyny W. pojawiały się książki, reportaże, media śledziły zmiany jej fryzury, kolejne wywiady, w których za rozpad małżeństwa oskarżała m.in. teściów, publikowano fragmenty jej pamiętnika... Wszystko skończyło się, kiedy w lipcu tego samego roku otrzymała zarzut zabójstwa.
Kobietę tymczasowo aresztowano, ale to i tak nie przeszkodziło jej jeszcze w październiku zrobić słynnej "sesji z koniem" dla "SE". Tabloid w gustowny sposób już w tytule głosił:
Dawałam rady zabójczyni Szymonka. Teraz mam czas na swoje pasje
I rzeczywiście, Katarzyna W. w areszcie poznała matkę zakatowanego dwuletniego Szymona, wyłowionego ze stawu w Cieszynie. Panie miały okazję porozmawiać, powymieniać się doświadczeniami...
Wówczas nie wiedziano jeszcze, że Katarzyna W. zaplanowała śmierć córki w środku stycznia, sprawdzała, ile wynoszą zasiłki pogrzebowe, jak zatruć się czadem... Proces kobiety ruszył na początku 2013 roku. Wyrok za zabójstwo usłyszała 3 września 2013 roku. O warunkowe zwolnienie będzie mogła ubiegać się po odbyciu 20 lat kary - najwcześniej w 2032 roku. Kobieta przebywa w zakładzie karnym w Krzywańcu.
A co z Bartłomiejem, byłym mężem morderczyni? Jeszcze w czasie rozwodu wyjechał do pracy do Wielkiej Brytanii. Uciął kontakty z Rutkowskim i stara się żyć na nowo.