• Link został skopiowany

11 lat temu matka zabiła małą Madzię z Sosnowca. Dziewczynki szukała cała Polska. Jej rodzice tak dziś żyją

Mija 11 lat od momentu ogłoszenia najpierw ogólnopolskich poszukiwań małej Madzi, a następnie odkrycia, że dziewczynka nie żyje. W pamięci wielu wciąż świeża jest konferencja prasowa, na której matka dziewczynki błagała o "oddanie jej córki".
Sprawa zabójstwa 'Małej Madzi W.'
Fot. Agencja Wyborcza.pl

"Mała Madzia" albo "Madzia W." została zamordowana 24 stycznia 2012 roku. Zbrodnia wstrząsnęła Polską - poprzedziły ją dziesięciodniowe poszukiwania dziewczynki, okraszone licznymi konferencjami prasowymi i rzewnymi łzami matki dziecka. To, co przestawiane było jako porwanie niemowlęcia, okazało się zaplanowanym morderstwem. Co dzieje się dzisiaj z rodzicami "Madzi z Sosnowca"?

Zobacz wideo Czy wiesz, co zrobić, gdy zaginie ktoś bliski?

Mija 11 lat od śmierci małej Madzi z Sosnowca

Pierwsze informacje prasowe na temat zaginięcia dziecka pojawiły się właśnie 24 stycznia. Dziewczynka wtedy już nie żyła - została uduszona przez matkę, która wcześniej próbowała zabić dziecko, rzucając nim o podłogę. Katarzyna W., matka Madzi, przekazała policji, że w czasie spaceru ktoś ją ogłuszył, a dziecko porwał. Rozpoczęły się ogólnopolskie poszukiwania, wizerunek Madzi widniał właściwie wszędzie.

Dwa dni później do akcji wkroczył Krzysztof Rutkowski. Wyznaczono też nagrodę za odnalezienie dziecka - 27 stycznia wynosiła ona 110 tysięcy złotych. Rozpoczęła się seria konferencji prasowych - na jednej z nich Katarzyna W. apelowała do "porywacza" lub "porywaczy", by oddano jej dziecko:

Błagam, żebyście oddali mi dzieciątko, żeby ono już było w domu - mówiła ze łzami w oczach, co również ze łzami w oczach obserwowała cała Polska.
Sprawa zabójstwa 'Małej Madzi W.'
Sprawa zabójstwa 'Małej Madzi W.'Fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Wyborcza.pl

Trzy dni później okazało się, że Madzia W. nie żyje. Początkowo na zdobytym przez Krzysztofa Rutkowskiego nagraniu rozmowy z Katarzyną W. słychać było, jak 22-latka mówi o "nieszczęśliwym wypadku". To tu padły słynne słowa o "śliskim kocyku", z którego dziewczynka wypadła na podłogę. Katarzynie W. początkowo postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci, zaś zmyślone porwanie było efektem paniki kobiety. Kolejne miesiące po odnalezieniu ciała dziecka w jednym z sosnowieckich parków to festiwal konferencji prasowych i rozmów z mediami rodziców dziewczynki. Aż do lipca na temat Katarzyny W. pojawiały się książki, reportaże, media śledziły zmiany jej fryzury, kolejne wywiady, w których za rozpad małżeństwa oskarżała m.in. teściów, publikowano fragmenty jej pamiętnika... Wszystko skończyło się, kiedy w lipcu tego samego roku otrzymała zarzut zabójstwa.

Kobietę tymczasowo aresztowano, ale to i tak nie przeszkodziło jej jeszcze w październiku zrobić słynnej "sesji z koniem" dla "SE". Tabloid w gustowny sposób już w tytule głosił:

Dawałam rady zabójczyni Szymonka. Teraz mam czas na swoje pasje

I rzeczywiście, Katarzyna W. w areszcie poznała matkę zakatowanego dwuletniego Szymona, wyłowionego ze stawu w Cieszynie. Panie miały okazję porozmawiać, powymieniać się doświadczeniami...

Wówczas nie wiedziano jeszcze, że Katarzyna W. zaplanowała śmierć córki w środku stycznia, sprawdzała, ile wynoszą zasiłki pogrzebowe, jak zatruć się czadem... Proces kobiety ruszył na początku 2013 roku. Wyrok za zabójstwo usłyszała 3 września 2013 roku. O warunkowe zwolnienie będzie mogła ubiegać się po odbyciu 20 lat kary - najwcześniej w 2032 roku. Kobieta przebywa w zakładzie karnym w Krzywańcu.

A co z Bartłomiejem, byłym mężem morderczyni? Jeszcze w czasie rozwodu wyjechał do pracy do Wielkiej Brytanii. Uciął kontakty z Rutkowskim i stara się żyć na nowo.

Więcej o: