Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie Gazeta.pl.
Dziesięć lat temu doszło do ogromnej tragedii w Sosnowcu. Katarzyna W. udusiła swoje 6-miesięczne dziecko, jednak nie przyznała się do tego, a wszystkim mówiła, że córka została porwana podczas spaceru. Sprawa była nagłośniona w całym kraju, a w poszukiwania dziecka był zaangażowany nawet detektyw Krzysztof Rutkowski. Kiedy prawda wyszła na jaw, kobieta trafiła do więzienia, gdzie odsiaduje 25-letni wyrok.
Kiedy w mediach pojawiła się informacja o zaginięciu 6-miesięcznej Madzi, niemal wszyscy współczuli całej rodzinie. Matka w wielu wywiadach płakała i prosiła o pomoc w odnalezieniu jej pociechy. Kiedy w sprawę zaangażowany został Krzysztof Rutkowski, Katarzyna W. niespodziewanie wyznała, że dziecko wcale nie zostało porwane. Powiedziała przed kamerami, że dziecko wypadło jej z rąk i uderzyło głową o próg. W wyniku obrażeń głowy miał nastąpić zgon. Wówczas kobiecie postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.
Sprawa cały czas była badana, a kiedy biegli sądowi dowiedzieli się od kobiety, gdzie ukryła zwłoki, uznali, że jej działanie było celowe. Katarzyna W. miała uderzyć głową dziecka o próg, a następnie je udusić. Zwłoki ukryła w parku, w niewielkiej dziurze w ziemi. Przykryła je kocem, a następnie zasypała liśćmi. Na miejscu znaleziono także papierosa, na którym były ślady DNA Katarzyny W. Wówczas postawiono jej zarzut zabójstwa.
Dziesięć lat po tej tragedii dziennikarze programu "Uwaga!" porozmawiali z ojcem Katarzyny W., a także z jej byłą przyjaciółką. Kobieta po raz pierwszy odniosła się do zdarzeń sprzed lat i nie ukrywa, że do tej pory jest wstrząśnięta tą sytuacją.
Na samym początku nie chciała dziecka. A potem było: "A, jak już urodzę, to jakoś to będzie". Była optymistycznie nastawiona. (...) Przede wszystkim narzekała na to, że jej związek z Bartkiem jest coraz słabszy. Ona miała chęć mieć go cały czas i bardzo ją bolało, że on cały czas pracuje, że była z tym sama. To właśnie chodziło o to, że była Madzia, a potem Kasia. A na początku, jak nie było Madzi, to była tylko Kasia. Nawet, jak była w ciąży, to była Kasia - wyznała kobieta.
Głos zabrał także ojciec skazanej kobiety. Wyznał, że jest w kontakcie z córką. Z powodu pandemii ich kontakt ogranicza się głównie do tego telefonicznego, ale raz w miesiącu widzi się z nią osobiście.
Widzę się z córką raz na miesiąc, częściej rozmawiamy telefonicznie. Mówimy o wszystkim, ale tematu sprzed dziesięciu lat nie poruszamy. Ona powiedziała mi wszystko, jeszcze jak była na wolności. Myślę, że to wystarczy. Wierzę jej w pełni, że ona tego nie zrobiła - wyznał.
Mężczyzna dodał, że choć nie porusza tego tematu z córką, to on i jego żona nie unikają tego.
Chodzimy na cmentarz na grób, bo jak się okazało, to z rodziny Bartusia wyjechali i się nie ma kto grobem opiekować - dodał.
Mężczyzna przyznał, że jego córka pracuje, odsiadując wyrok. Jest to praca fizyczna, w której wykonuje przedmioty z metalu.
Odczekała swoje. To nie jest tak, że więzień wchodzi do zakładu karnego i ma pracę. Jakieś rzeczy z metalu wykonują. Części do amortyzatorów - wyjaśnił.
Ojciec Katarzyny W. dodał, że nie rozmawiał z córką o jej planach na przyszłość. Podkreślił, że to jego dziecko i zawsze będzie stał za nim murem.
To jest moja córka mimo wszystko. Bez względu na to, co ludzie mówią, myślą. To jest moje dziecko - powiedział.
Z materiału można było też dowiedzieć się, że część rodziny Katarzyny W. wyjechała z Sosnowca i przeprowadziła się do Wielkiej Brytanii. Nie utrzymuje kontaktu z bliskimi i stara się żyć tam na nowo.
W lipcu 2015 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację obrony Katarzyny W., tym samym wyrok stał się ostateczny. Na poczet kary zaliczono jej czas spędzony w areszcie, w związku z czym wyrok dobiegnie końca w 2037 roku. O przedterminowe zwolnienie będzie mogła starać się najwcześniej za dziesięć lat.