Jeśli chodzi o mnie samego, to nie zmieniło się nic poza tym, że urosłem wszerz (śmiech). Staram się żyć tak samo, uśmiechać się jak najczęściej, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, niekoniecznie łatwych z wielu względów. Mimo wszystko dobrze mi się żyje i staram się nie narzekać.
Fajnie wrócić wspomnieniami do tej chwili zwycięstwa. Często zresztą się tak dzieje. W ostatnich latach chociażby w "Milionerach" triumfowały dwie panie, jeden pan i fajnie oglądać tę radość, wiedząc dokładnie, co się wtedy czuje. Poznałem panią Kasię Kant-Wysoczką podczas jednych nagrań w Warszawie i zdarza się, że powspominamy i pośmiejemy się na portalach społecznościowych.
To chyba było pytanie... Dwa takie były. Nie mogłem skojarzyć poprawnych odpowiedzi. Jedno dotyczyło pośrednio religii, chrześcijaństwa, z czego nie jestem za bardzo biegły, ale to brzmiało chyba, czyją żoną była Maria Magdalena. Drugie pytanie było błahe, sam się z siebie teraz śmieję i mam sobie za złe, że wykorzystałem jedno z kół ratunkowych. Chodziło o majonez dodawany do czegoś przez Belgów.
Nie, nie, wiedziałem, że dostanę 100 tys. mniej. Organizator na szczęście wszystkie formalności załatwił za mnie, nie musiałem składać żadnych wniosków. Przelane zostało "tylko" 900 tys. złotych.
Nie, w sumie nie myślałem o tym, nie bałem się specjalnie. To jednak nie było kilka milionów złotych, nie sądziłem, że ktoś mógłby się na to połasić. To był czas, kiedy wiele się działo, ciągle gdzieś jeździłem, udzielałem wywiadów w gazetach, w telewizjach, w radiach... Było natomiast wiele prześmiewczych żartów od znajomych czy jakieś pojedyncze prośby o spłacenie długu od obcych. Nigdy natomiast nikt nie chciał mnie okraść, ani wymusić tych pieniędzy.
Miałem trochę czasu od nagrania do emisji i później, aż pieniądze zostały przelane - organizator miał chyba trzy miesiące na zrobienie tego, liczone od czasu emisji w telewizji. Tyle to trwało, więc miałem czas na zastanowienie się, co zrobić. Nie przehulałem tego, nie wydałem na głupoty. Wiadomo, że trzeba było się pobawić, ale nie wsiadłem w samolot i nie przewaliłem wszystkiego w kasynie. Wpłaciłem część na wkład do mieszkania, pomogłem rodzinie, z żoną poszliśmy jednak głównie w podróże. Najczęściej wylatywaliśmy do Stanów.
Zarówno ja, jak i moja żona Dora zawsze chcieliśmy tak polecieć. Ona jest nauczycielką angielskiego, zajmowała się także nauczaniem kulturoznawstwa amerykańskiego i to było jej marzenie. Ja też byłem ciekawy, jak to wygląda za oceanem. Lubię poznawać nowe rzeczy, rozmawiać z ludźmi za granicą i poznawać ich historie. To była taka nasza podróż poślubna w większym gronie. Później lataliśmy sami. Zrealizowaliśmy to marzenie łącznie pięć razy.
Przede wszystkim ludzie. Ostatni raz byliśmy w Stanach dwa lata temu, zdążyliśmy na styk przed początkiem pandemii. Wróciliśmy do Polski jakoś pod koniec lutego 2020 roku. Ludzie są tam bardzo otwarci, chętni do rozmowy, niczego od ciebie nie chcą. Są autentyczni, szczerze zainteresowani rozmówcami. Zmieniło się moje nastawienie do tych ludzi. Kiedyś faktycznie miałem Amerykanów za ignorantów, którzy nie zwiedzali świata, bo przecież ich kraj to kontynent, więc mają tam wszystko - strefy klimatyczne, góry, morza, pustynie... Kiedy pytali nas, skąd jesteśmy, a my odpowiadaliśmy "from Poland", mylili i mówili: Aaaa, from Holland! Później była ewolucja, byli bardziej świadomi, być może przez pryzmat tego, jak wielu Polaków tam podróżuje. My sami wielu spotkaliśmy. Zdarzało się, że jednego dnia coś widziałem i szczęka mi opadała, a następnego dnia byłem jeszcze bardziej czymś zachwycony.
Miałem takie myśli, ale przed wygraną. Spędziłem rok w Szkocji, bo pracowałem tam, kiedy studiowałem. Jestem jednak patriotą, przede wszystkim lokalnym patriotą i ciężko byłoby mi się przeprowadzić do innego miasta w Polsce, co dopiero do innego kraju. Za bardzo bym tęsknił. Podróże są fajne, ale po pewnym czasie ciągnie cię do domu.
Nie, nie przyszło mi to łatwo. Pojawił się wręcz moment, że może nie zacząłem robić się skąpy, ale bolało mnie, że wydaję te pieniądze. Ale co z nimi robić, jak nie wydawać? Trzeba było część z tych pieniędzy zainwestować w siebie, a uważam, że poznawanie siebie przez podróżowanie to najlepsze, co człowiek może zrobić.
Mniej więcej rok po wygranej zacząłem pracę w nowej firmie i powoli wspinałem się po tej drabince. Dziś zarządzam zespołem w jednym z oddziałów tej firmy. Nie miałem pomysłu, aby inwestować we własną firmę.
Nie, te pieniądze, które były na koncie, dawały mi taką pewność, że mam czas na to, żeby na spokojnie poszukać pracy, którą będę lubił. To był świetnie spożytkowany rok. Trafiłem do firmy, do której chciałem trafić i w której chciałem pracować.
Nie oglądam cały czas, ale jak jestem w domu i telewizor jest włączony, to oczywiście. Moja dziewięcioletnia córka miała taki okres, że chętnie śledziła i wołała mnie na kanapę, bym razem z nią oglądał. Odpowiadałem na pytania, wiadomo, z mniejszym lub większym powodzeniem.
Nie, nie, nie wysyłałem ich. Nie prowadziliśmy nawet takich rozmów. Nikt się nie wybierał. Może córkę wyślę, jak będzie chciała.
Mieszkanie dla niej jest gotowe. Jakby nas wkurzyła i byśmy ją wyrzucili z domu, to ma gdzie się przenieść (śmiech). (...) Kupując mieszkanie, śmiem twierdzić, że zyskałem. Trafiłem na dobry moment. Po pierwsze - wziąłem kredyt w złotówkach. Po drugie - wziąłem go przy wysokim wiborze. Po trzecie - przy wysokiej wpłacie miałem niską marżę banku. Po czwarte - w najgorszym momencie, kiedy stopy procentowe zaczęły rosnąć, ja już miałem większy odsetek spłacony, więc nie boli mnie to, co się teraz dzieje na rynku nieruchomości.
Kolega namówił mnie raz na jeden program. Też z milionem w nazwie...
Możliwe, w dwie osoby się tam występowało. Kolega z pracy bardzo chciał spróbować swoich sił. Przyjechaliśmy do Warszawy na casting i mieliśmy seryjnie odpowiadać na pytania, jeden za drugim. Jak wróciliśmy do Szczecina, to zadzwonili i powiedzieli, że nas nie przyjmą, bo za dobrze odpowiadaliśmy na pytania (śmiech). Coś w ten deseń. Ale pamiętam też, że zgłosiłem się jeszcze raz do "Milionerów" - ze dwa czy trzy lata temu. Byłem już umówiony i miałem jechać na nagranie kolejne, ale w ostatniej chwili zadzwoniła do mnie pani z produkcji i powiedziała, że nie ma zgody na mój występ.
Poza ustaniem pandemii i zmianami na płaszczyźnie politycznej? Chciałbym przede wszystkim, żeby moja córka była szczęśliwa i miała takie same możliwości za kilkanaście lat, jakie miałem ja.