Po ponad 27 latach od śmierci Kurt Cobain znów trafił na pierwsze strony gazet. Powodem są dokumenty, które niedawno ujawniła amerykańska agencja rządowa FBI. Raport liczy zaledwie 10 stron i zawiera m.in. opisy listów od osób, które uważają, że lider Nirvany nie popełnił samobójstwa, a został zamordowany.
Kurt Cobain zmarł 5 kwietnia 1994 roku. Ciało artysty w garażu przy Lake Washington Boulevard w Seattle znalazł elektryk. Tuż obok leżały puste strzykawki i list pożegnalny, co miało wskazywać, że artysta popełnił samobójstwo. Sekcja zwłok nie dała jednak jednoznacznej odpowiedzi, jak doszło do zgonu, a biegli uznali, że lider Nirvany miał w organizmie takie ilości heroiny, że nie byłby w stanie utrzymać broni, z której rzekomo się postrzelił. To wywołało mnóstwo teorii spiskowych.
Jak podaje magazyn "Rolling Stone", pod koniec kwietnia FBI ujawniło zgromadzone wiele lat temu dokumenty w tej sprawie. W raporcie znajdują się m.in. listy, których autorzy sugerują, że Cobain został zamordowany przez zawodowca. Wynika z nich, że na broni, z której muzyk rzekomo się zastrzelił, nie było odcisków palców, a list samobójczy wygląda tak, jakby pisały go dwie różne osoby.
Urzędnicy FBI nie analizowali doniesień zawartych w listach. Z informacji, do których dotarł amerykański magazyn, wynika, że osoby piszące do agencji w sprawie rzekomego zabójstwa artysty, otrzymały taką samą odpowiedź:
Doceniamy obawy, że pan Cobain mógł być ofiarą zabójstwa. Jednak większość dochodzeń w sprawie zabójstw na ogół podlega jurysdykcji władz stanowych lub lokalnych - przytacza gazeta.
Uwagę zwraca też wątek faksu wysłanego do biur FBI w 1997 roku na temat teorii Toma Granta, prywatnego detektywa z Los Angeles i byłego zastępcy szefa tamtejszej policji. Grant miał stwierdzić, że orzeczenie o samobójstwie wynikało z "pośpiechu" oraz, że znalazł w sprawie szereg niespójności – również w kontekście listu pożegnalnego.