Donald Trump w towarzystwie żony, Melanii Trump, odwiedzili Teksas, w którym jeszcze niedawno szalały huragany, a miasta zalewała powódź. Szybko jednak na pierwszy plan wysunęła się z pozoru mniej istotna sprawa stroju pierwszej damy. Skądinąd wiemy, że powinien być przemyślany i dopasowany do sytuacji, tymczasem Melania miała na sobie elegancki, czarny kostium, twarzowe okulary przeciwsłoneczne i przede wszystkim - szpilki.
Tak właśnie wyglądała, kiedy w bazie Andrews wsiadała do Air Force One odlatującego do Teksasu.
W internecie zaroiło się od nieprzychylnych wobec pierwszej damy komentarzy.
Nie jestem ekspertem, ale wysokie obcasy to chyba nie jest najlepszy wybór na wizytowanie obszaru dotkniętego katastrofą?
Czy ona wybiera się na spotkanie z aktorami "Top Gun"? - czytamy w komentarzach na Twitterze.
Negatywnych komentarzy jest sporo, ale komentujący przeoczyli jeden istotny fakt: zdjęcia, które obiegły świat, zrobiono jeszcze w bazie Andrews, zatem przed odlotem do Teksasu. W Air Force One pierwsza dama miała mnóstwo czasu, żeby się przebrać. I zrobiła to.
Kiedy wysiadała, miała na sobie zwykłą koszulę, czarną bejsbolówkę i trampki.
Ktoś jeszcze chce porozmawiać o butach? - pytają ci, których wkurzyła przedwczesna krytyka stroju pierwszej damy.
Warto przy okazji zastanowić się, co by było, gdyby Melania faktycznie postanowiła w szpilkach wizytować tereny dotknięte klęską żywiołową. Polska specjalistka od kodu ubioru, Dorota Wróblewska, która najwyraźniej nie wiedziała, że Melania przebrała się w samolocie, pisze tak:
Nie oszukujmy się. Melania Trump nie będzie pomagać fizycznie ofiarom klęski żywiołowej. Jej obecność jest formą solidarności i wsparcia. Pierwsza Dama towarzyszy i pełni funkcję reprezentacyjną (...). Ubierała się w najdroższe marki i dalej się ubiera. Bez hipokryzji.
Można się z tym zgodzić lub nie, ale zawsze należy pamiętać, że jest ona żoną miliardera i nawet w takiej sytuacji nią pozostanie, a zmiana ubrania na "gorsze" będzie mieć efekt czysto wizerunkowy. O który zresztą Melania, tudzież jej doradcy, odpowiednio zadbali.
W tym kontekście nie sposób też uciec od porównań z polską premier, Beatą Szydło, która niedawno z analogiczną wizytą udała się do województwa kujawsko-pomorskiego, żeby oszacować straty wywołane przez nawałnice. Premier ubrana była więcej, niż skromnie, a wspomniana Wróblewska porównała wręcz jej strój do stroju sołtysa.
"Premier to nie Sołtys. Nie wiem czy taka jest strategia, ale powinna być osoba, która zadba o wizerunek Pani Premier Szydło" - pisała wtedy.
Oczywiście Beata Szydło to nie Melania Trump, ale sytuacja jest podobna. I pokazuje, jak ważne jest odpowiednie dobranie stroju przez osobę publiczną nawet, jeżeli celem wizyty jest obszar zrujnowany przez wichurę.
JZ