Doprowadził Pawłowskiego do furii. Teraz ujawnia prawdę o tym, co działo się za kulisami

Michał Kempa, jeden z prowadzących programu "Niepewne sytuacje", zabrał głos w sprawie słynnego odcinka z udziałem Mateusza Pawłowskiego. Serialowy Kacper nie wytrzymał wtedy i wpadł w furię przed kamerą. Kempa ujawnia prawdę o tym, co działo się za kulisami.
Doprowadził Pawłowskiego do furii. Teraz ujawnia prawdę o tym, co działo się za kulisami
Screen 'Niepewne sytuacje'/TVP2

W październiku tego roku wszyscy mówili tylko o satyrycznym programie "Niepewne sytuacje", w którym gościem był Mateusz Pawłowski, serialowy Kacperek z "Rodzinki.pl". Prowadzący, czyli dziennikarz Michał Kempa i satyryk Wojciech Fiedorczuk, przeprowadzili wywiad z aktorem, wywołując niemałe zamieszanie. W pewnym momencie spotkania Pawłowski nie wytrzymał presji i huknął na prowadzących, a w sieci rozpętała się burza. Teraz Michał Kempa odniósł się do wydarzeń sprzed miesięcy.

Zobacz wideo Adam Zdrójkowski: Tata mówił, że jestem bardziej podobny do Karolaka niż do niego

Michał Kempa tłumaczy się z odcinka z Mateuszem Pawłowskim. To się działo za kulisami

Nagranie odcinka z udziałem Mateusza Pawłowskiego do dziś budzi emocje i jak się okazuje, nieustannie ma wpływ na życie Michała Kempy. Dziennikarz zdradził w rozmowie z Przeglądem Sportowym, że każdego dnia dostaje wiadomość na ten temat od oburzonych internautów. "Nie ma dnia, bym nie dostał powiadomienia typu: 'chamy', 'buraki', 'chłopak fajny, ale prowadzący to dwa stare dziady'" - wyznał. Przy okazji postanowił ujawnić, jak wygląda prawda na temat słynnego nagrania. Okazuje się, że była to zwykła ustawka.

"Bardzo mocno zdradzam, może nie powinienem. Ale w sumie lubię mówić o kulisach. Wszyscy uczestnicy tego programu dostają scenariusz. To jest w pełni 'oskryptowane'. Role naszych gości też, mają je rozpisane. To jest po prostu skecz" - ujawnił Michał Kempa. "Ten odcinek miał milion wyświetleń, a w jakichś remiksach to z parę milionów. Zaczęliśmy już nawet wysyłać takie mocne sygnały, że 'ej, to jest ustawione'. Nikt nie chce tego słuchać. 'Czemu krzyczycie na tego biednego chłopca?', 'Banda buraków, dwóch starych dziadów'. Codziennie dostaję takie powiadomienia na Instagrama. Ten film jest cały czas żywy" - dodał.

Michał Kempa i Wojciech Fiedorczuk opublikowali oświadczenie. Tak się tłumaczyli

Internauci potraktowali wywiad z Pawłowskim bardzo poważnie. Na tyle, że prowadzący postanowili wydać oświadczenie. Zaczęli od tego, że chcieliby nawiązać do zaistniałej sytuacji, która rozpętała aferę. Później było już zdecydowanie mniej formalnie. "Jesteśmy świadomi, jak wiele emocji wzbudziła jego publikacja. Widzimy, jak intensywnie film ten jest komentowany, jak wiele wywołuje emocji, reakcji i dyskusji. Wśród głosów, które się pojawiły, znalazły się również zarzuty, że w trakcie rozmowy zachowywaliśmy się w sposób nieprofesjonalny, opryskliwy, że przerywaliśmy naszemu rozmówcy, nie słuchaliśmy go i okazywaliśmy mu brak szacunku. Pojawiły się też sugestie, że całość mogła być przygotowana lub zainscenizowana" - mogliśmy przeczytać.

Dalej zrobiło się jeszcze ciekawiej. "Mając na względzie zarówno dobro nasze, jak i naszych rodzin, a także dobro instytucji, którą reprezentujemy, jaką jest Telewizja Polska w likwidacji, chcielibyśmy przeciąć spekulacje i stanowczo oznajmić, że: Ebe ebe mmmpppfuuuuuuu puuuuu puuuuu kufa eeeeee eeee łagaczigi czigi jepepepeeej. I ch*j. Dziękujemy za uwagę" - napisali na Instagramie.

 
Więcej o: