Szumnie zapowiadany pierwszy sezon "Z miłością, Meghan" miał premierę na Netfliksie 4 marca tego roku. Lifestyle'owy show, który miał jednocześnie przedstawić Markle jako perfekcyjną gospodynię, a także zdradzić widzom kilka pomysłów na przepisy czy zajęcia typu "zrób to sam", spotkał się z ogromną krytyką. Widzowie narzekali na nudę i banalność porad (tęczo z owoców, wciąż pamiętamy!), a krytycy kulinarni załamywali ręce nad przepisami. Drugi sezon "Z miłością, Meghan", który można oglądać na Netfliksie od 26 sierpnia, był więc dla żony księcia Harry'ego szansą na wyciągnięcie wniosków i poprawienie tego, co poszło nie tak. Markle niestety z niej nie skorzystała.
Meghan Markle nie wzbudza we mnie ani przesadnie pozytywnych, ani negatywnych emocji, więc do jej programu postanowiłam podejść z otwartą głową. I choć szczerze wierzę, że żona księcia Harry'ego lubi gotować i sprawia jej to frajdę, oglądając "Z miłością, Meghan", dość szybko da się zauważyć, że jej umiejętności kulinarne są na poziomie przeciętnego trzydziestolatka, który ma dostęp do Kwestii Smaku. Pierwszy odcinek nowego sezonu zapowiadał się więc obiecująco, bo jego gośćmi byli prawdziwi specjaliści w swojej dziedzinie - szefowie kuchni Christina Tosi i David Chang. I co robi Meghan? Czy ustępuje im od razu miejsca w kuchni i pozwala widzom uczyć się od najlepszych? Nie. Na pierwszy ogień rzuca im zadanie, w którym sama czuje się mocna - robi konkurs z układania kwiatów. Gdy Chang konstatuje, że Meghan wypadła w tym wyzwaniu najlepiej, Markle z grzeczności zaprzecza, chichocząc. Daj spokój, Meghan, przecież wiemy, że o to ci właśnie chodziło.
To jest niestety jeden z problemów "Z miłością, Meghan". Choć gospodyni show nie wyróżnia się wybitnymi umiejętnościami w żadnej dziedzinie (może poza kaligrafią, trzeba jej oddać, że pisze przepięknie), nie jest w stanie odsunąć siebie na drugi plan. Markle brakuje charyzmy na tyle, aby udźwignąć ponad 30-minutowy odcinek na swoich barkach, a jednocześnie nie daje gościom pełnego pola do popisu. A szkoda.
W drugim odcinku nowego sezonu Meghan Markle odwiedza znany z programu "Porady różowej brygady" Tan France, który wraz z gospodynią robi... tosty francuskie. Przepis, który jest w stanie odtworzyć średnio rozgarnięty ośmiolatek, przygotowują na bazie przyniesionego przez France'a chleba mlecznego, który robi jego mąż. Czy może chociaż zdradzą jakieś sekrety na temat pieczywa, którymi się tak zachwycają? Nie, France mówi jedynie, że "przepis jest bardzo czasochłonny i skomplikowany". I tyle. Można przejść do kolejnego segmentu.
A w nowym sezonie "Z miłością, Meghan" znalazła się także gratka dla fanów DIY. Markle pokazuje np., jak za pomocą metody marmurkowania ozdabia chustki, które daje gościom w prezencie. Czy z programu dowiemy się, jakich materiałów trzeba użyć, jakich farb, proporcji, czegokolwiek? Niestety. Sama Meghan przyznaje zresztą, że robiła to pierwszy raz. - Nie określiłabym siebie jako osoby o zacięciu artystycznym. Nie lubiłam plastyki - zdradza w pewnym momencie Markle. Ale 30-minutowy odcinek sam się nie zapełni, więc od żony księcia Harry'ego możemy dowiedzieć się też, jak robić stemple z ziemniaka, a następnie ozdobić nimi fartuszki dla dzieci. Tak, dokładnie te same stemple, które robiliście na zajęciach w przedszkolu.
Naprawdę trudno stwierdzić, kto ma być odbiorcą "Z miłością, Meghan". Ciężko tu znaleźć porady kulinarne z prawdziwego zdarzenia, nie można też szczerze powiedzieć, że rękodzieło jest szczególnie mocną stroną Markle. W dodatku, choć Meghan stwarza pozory zachowania prywatności (program nie jest kręcony w jej domu, a jej bliscy praktycznie się w nim nie pokazują), non stop wspomina o dzieciach, macierzyństwie, księciu Harrym i dzieli się anegdotkami z prywatnego życia. Nie da się nie odnieść wrażenia, że Markle nie za bardzo ma pomysł, jak, po przerwaniu aktorskiej kariery, chciałaby na nowo zaistnieć w mediach. Drugi sezon "Z miłością, Meghan" nadal nie pokazuje dobrze ani jaką osobą jest prywatnie, ani nie nie podkreśla jej żadnych wybitnych osiągnięć. Osiem odcinków wypełnionych robieniem rzeczy, na które przeciętny człowiek i tak nie ma czasu, może nie wystarczyć, aby w oczach opinii publicznej poprawić jej wizerunek.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!