W programach na żywo niespodziewanych sytuacji nie brakuje. Tym razem taka zdarzyła się Tomaszowi Sianeckiemu, prowadzącemu "Szkła kontaktowego". W programie poruszano temat inauguracji X kadencji Sejmu i przemówień polityków. Sianecki pomylił się, gdy odebrał jeden z telefonów od widzów.
W poniedziałek "Szkło kontaktowe" poprowadzili Tomasz Sianecki i Marek Przybylik. Komentowali m.in. przemówienie Jarosława Kaczyńskiego po tym, jak Elżbieta Witek poniosła porażkę w Sejmie. Gospodarze odebrali telefon od pani Izabeli z Wadowic, która tak to podsumowała: - Żal było patrzeć na prezesa, który wyszedł na mównicę i zamiast powiedzieć, dlaczego ta marszałek Witek jest taka wspaniała, to tak naprawdę epatował wyłącznie, przepraszam, że to powiem, łupieżem na marynarce. Mam nadzieję, że takich obrazków nie będziemy już więcej widzieć. Później prowadzący odnieśli się do słów marszałka Sejmu Szymona Hołowni, który obiecał zlikwidowanie tzw. zamrażarki sejmowej, do której trafiały niewygodne projekty ustaw dla władzy, a także usunięcie barierek policyjnych w parlamencie - Co za bezhołowie panowało dzisiaj w tym Sejmie. Wszędzie można było wejść, z każdym porozmawiać - żartował Sianecki, po czym odebrał kolejny telefon i to właśnie wtedy, doszło do wpadki. - A teraz pan Bożysław. Dobry wieczór, panie Bożysławie - zapowiedział.
Bożysława, kobieta jestem - usłyszał od dzwoniącej do studia kobiety.
Tomasz Sianecki od razu przeprosił za pomyłkę. Na szczęście widzka "Szkła kontaktowego" nie obraziła się. Kontynuowała rozmowę, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na temat ostatnich wydarzeń na arenie politycznej.
W maju w "Szkle kontaktowym" doszło do sporych zmian. Zaczęło się od tego, gdy Krzysztof Daukszewicz pozwolił sobie na transfobiczny żart w kierunku Piotra Jaconia, który ma transpłciową córkę. Chociaż szybko zorientował się, że popełnił gafę i przeprosił, wybuchła duża afera. Jej pokłosiem było odejście satyryka z programu. Jego śladem poszli Robert Górski i Artur Andrus.