Po długich zapowiedziach Caroline Derpieński w końcu pojawiła się w programie "Damy i wieśniaczki". Idea formatu polega na tym, że obie panie na kilka dni mają się zamienić mieszkaniami i prowadzonym życiem. Przypominamy, że influencerka nie pokazała w programie prawdziwego domu, a apartament w jednym z warszawskich hoteli. Później sama przyznała, że lokum zostało specjalnie wynajęte na potrzeby show. Jak poradziła sobie z zadaniami, które czekały ją na wsi? Po ciężkiej pracy w gospodarstwie natknęły ją pewne refleksje.
Trzeba przyznać, że Caroline Derpieński problemy dopadły już na początku programu. Na dotarcie do miejsca docelowego otrzymała jedynie 37 zł. Gdy znalazła się na dworcu mina raptownie jej pobladła. "Z jakimiś kurczę bezdomnymi muszę siedzieć na śmierdzącym przystanku" - rzuciła. Po kilkugodzinnej podróży PKS-em z opresji wyratował ją pan Staszek, który przyjechał po nią na przystanek.
Gdy celebrytka zawitała na gospodarstwie, dopadło ją kolejne ciężkie zderzenie z rzeczywistością. Rodzina zaprowadziła ją do pokoju drugiej uczestniczki. Celebrytka wytrzeszczyła oczy i nie kryła zdziwienia. "To nie są warunki, w jakich przebywam i mieszkam, jest to dla mnie coś nowego. Sufity są za niskie. Pokój Ani jest zbyt mały. Nie potrafiłabym dłużej niż kilka dni przetrwać w takich warunkach" - rozprawiała. Kolejnego dnia Caroline musiała całkowicie wczuć się w życie, jakie prowadzi Ania. Influencerka poszła za nią do pracy. Początkowo miała do niej dotrzeć sama, ale na drodze stanęła jej kolejna przeszkoda. Auto z manualną skrzynią biegów. Po tym jak ruszyła z przytupem i o mały włos nie przejechała owcy, pan Staszek postanowił ją zawieść do miejsca docelowego. "Niestety nie podołałam" - skwitowała.
Okazało się, że Ania pracuje w lokalnej restauracji. Na pierwszy rzut Caroline dostała prace kuchenne. Musiała obrać sporą ilość ziemniaków. Później mogła nieco bardziej wczuć się w rolę kelnerki. Zaczęła wychodzić do gości i roznosić przygotowane dania. Na sam koniec musiała posprzątać salę. Zamiatanie nie poszło jej najlepiej. Zebrany kurz postanowiła wyrzucić do... doniczki z kwiatkiem. Przełożonej opadły ręce. "Dramat, masakra" - powiedziała do kamery.
Kolejny dzień przyniósł nowe wyzwania. Tym razem Caroline zmierzyła się z pracą na roli i została wysłana do obory. Udała się tam w markowym różowym szlafroku. Na miejscu otrzymała widły i taczkę. Musiała wywieść zalegający obornik. "Jak dajesz sobie radę jako kobieta z takim zapachem na co dzień? Przesiąkają ci włosy, ubrania tym?" - zapytała domowniczki. "Wszystko. Potem musisz się umyć" - wyjaśniła.
Na koniec wizyty Derpieński postanowiła przygotować niespodziankę dla domowników. Za zarobione pieniądze wybrała się do sklepu i kupiła kilka produktów, by przygotować dla nich pożegnalną kolację. Wieczorem cała rodzina zasiadła przy stole. Gospodarz zapytał celebrytki, jakie ma wrażenia po pobycie. "Bardzo mi się podobało. Naprawdę bardzo, a pobyt na wsi u was otworzył nie tylko moje serce, ale też zmienił mnie całą. Moja przygoda tutaj dobiega końca. Dziękuję wam za wszystko. Poczułam się jak w najlepszej i najbardziej kochającej się rodzinie na świecie. Jesteście cudowni i odwiedzę was niedługo" - zadeklarowała. "Będziemy na pewno za Caroline tęsknić" - powiedział pan Staszek. "Już mi się chce płakać. Będę tęsknić bardzo" - dodała pani Kasia. "Pani Kasia i Pan Staszek są chyba najlepszymi ludźmi, na jakich trafiłam w życiu, ponieważ nigdy nie czułam tak rodzinnej atmosfery". Więcej zdjęć z odcinka znajdziecie w naszej galerii w górnej części artykułu.