Pani Monika przez lata opiekowała się córką Marianką, która zmagała się z niepełnosprawnością. Kilka miesięcy przed zgłoszeniem kobiety do programu "Totalne remonty Szelągowskiej" dziewczynka zmarła. Chorowała na bezzakrętowość, wadę wrodzoną, której skutkiem jest m.in. opóźnienie rozwoju psychoruchowego. Pani Monika sama zajmowała się córką - ojciec odszedł dwa lata po jej narodzinach. Odcinek był wyjątkowo poruszający. Uczestniczka w rozmowie z Plejadą opowiedziała o kulisach programu. Chociaż jest bardzo wdzięczna ekipie, nie brakowało też trudnych momentów.
Panią Monikę na metamorfozę mieszkania namawiali przyjaciele. Uczestniczka nie ukrywa, że program odmienił jej życie.
Dzięki "Totalnym remontom Szelągowskiej" zgłosiło się do mnie jeszcze więcej osób, które potrzebują pomocy. Mówię tu o rodzinach, w których też urodziły się dzieci z niepełnosprawnościami. Dzięki programowi odzywa się też do mnie wiele osób, które mają zdrowe dzieci. Dzięki historii Marianki i programowi zaczęli doceniać swoje życie, że mają zdrowe dzieci, przewartościowali wszystko - to jest właśnie ta magia telewizji. To są ludzie z całego świata - to dla mnie ogromne szczęście - mówi.
Wcześniej w mieszkaniu znajdowało się mnóstwo sprzętu i artykułów medycznych.
Samo mieszkanie też zmieniło się nie do poznania. Z sali na OIOM-ie przeobraziło się w prawdziwe mieszkanie, gdzie mogę przywitać przyjaciół, przygotować dla nich posiłek, gdzie możemy razem obejrzeć film. Po prostu spędzić razem czas.
Dzięki ekipie programu pani Monika doczekała się wymarzonej wyspy w kuchni i pokaźnej kolekcji roślin. Nie zapomnieli jednak, żeby córka Marianka wciąż była obecna w mieszkaniu.
Byłam zszokowana tymi przedmiotami, które zostały przygotowane dla mnie. To były puste ramki, żebym mogła wkleić w nie nowe wspomnienia i wydarzenia. Ekipa zawiesiła też zdjęcia na ścianie. To było bardzo wzruszające - zobaczenie tej ściany i głównie zdjęć Marianki.
Nie obyło się bez łez. Uczestniczka miała pełno swoich rzeczy, a także należących do córki, poupychanych po szafach. Ekipa przed remontem wszystko spakowała, a po remoncie przywiozła właścicielce.
To właśnie wtedy przeżyłam totalny szok, bo okazało się, że współpracownicy Doroty Szelągowskiej przywieźli mi 65 kartonów. Okazało się, że tych powpychanych do szaf rzeczy było naprawdę dużo. To wszystko dlatego, że Marianka rosła i miała coraz większe potrzeby. Pogarszał się też jej stan. Dokupowałam tylko potrzebne artykuły i wkładałam je do szaf. Liczba tych kartonów mnie przerosła i przygniotła. Bardzo trudne było także to, że nie wiedziałam, co znajduje się w każdym z pudeł. Ekipa nie wiedziała, jaki przedmiot ma dla mnie znaczenie. To był prawdziwy koszmar - wyznała.
Pani Monika nie była gotowa na to, żeby zmierzyć się ze wspomnieniami, jakie odżywały w niej, gdy otwierała pudła z rzeczami córki.
Gdybym tylko wiedziała, że w danym kartonie znajdują się ubranka Marianki albo jej kocyk, to bym je odłożyła na później. Nie byłam wtedy jeszcze gotowa na takie wspomnienia (...) Wiele przedmiotów oddałam do domów dziecka czy potrzebujących rodzin. To było dla mnie bardzo trudne przeżycie. Dopiero jak je rozpakowałam, to poczułam, że jestem u siebie. To były trudne miesiące. Potrzebowałam wtedy wsparcia.
Uczestniczka w rozmowie z Plejadą rozwiała także wątpliwości widzów, co do tego, kto opłaca remont w "Totalnych remontach Szelągowskiej". Zapewniła, że za wszystko zapłaciła produkcja programu.