"Rolnik szuka żony". Marek był pierwszym samotnym rolnikiem w programie. Co prawda w ostatnim odcinku wiele związków się posypało, ale Marka już dwa tygodnie temu rzuciła Ania. Rolnik nie przejął się tym zbytnio.
Liczy się pierwsze wrażenie. Już przy etapie skręcania mebli mógłbym wszystkie wyeliminować - mówił szczerze i trochę nawet beztrosko w ostatnim odcinku.
Beztroska rolnika jest uzasadniona, bowiem już wtedy spotykał się z inną. Jak pamiętamy, rolnicy na początku dostali mnóstwo listów od dziewczyn, które chciały wziąć udział w programie. Rolnicy wybrali zaledwie kilka z nich, ale listy zachowali. Nowa dziewczyna jest właśnie jedną z tych, które odrzucił wcześniej.
Pojawił się list od pewnej dziewczyny, która mnie bardzo mocno zaintrygowała. Znajomość trwa i zapowiada się póki co, że coś z tego będzie. Do tej pory widzieliśmy się już dwa razy. Ja byłem u niej, ona była u mnie. Te rzeczy, które dla dziewczyn były pewnym utrudnieniem i muchy i gęsi i jakieś zwierzaki dla niej nie stanowiło to problemu. Jeśli dojdzie do tego, że kiedyś zamieszkamy razem, będzie chciała zmienić pewne rzeczy. Tak myślę, że powinno być, że w każdym związku tak jest - mówił w ostatnim odcinku.
Poza przyznaniem się do nowej znajomości, uderza w tej wypowiedzi jeszcze jedna rzecz. Otóż Ania, dziewczyna, która go rzuciła, na pożegnanie podarowała mu lep na muchy wraz z instrukcją obsługi. Fanów oburzyło takie zachowanie Ani, ale i on musiał się poczuć dotknięty takim "prezentem". Lep jednak powiesił, co w ostatnim odcinku przyznał jego syn.
Jedyna zmiana to lepy na muchy, które dostaliśmy od Ani - powiedział. - Tata jaki był, taki jest. Żadna kobieta go nie zmieni. Trzeba nauczyć się z nim żyć. On sam musi się zmotywować do zmiany - dodał.
Wygląda zatem na to, że w końcu znalazł dziewczynę, która zaakceptowała go takim, jakim jest.
JZ