• Link został skopiowany

Eurowizja 2015. Dramatyczne zwycięstwo Szwecji. Polska daleko na końcu stawki [PODSUMOWANIE]

Mans Zelmerlow ze Szwecji zwyciężył w finale 60. Konkursu Piosenki Eurowizji w Wiedniu. Szwed zaśpiewał piosenkę "Heroes", dzięki której zgromadził 365 punktów. Reprezentująca Polskę Monika Kuszyńska z piosenką "In The Name Of Love" otrzymała w sumie zaledwie 10 punktów i zajęła 23. miejsce na 27 możliwych.

Nie tego się spodziewaliśmy. Nie mieliśmy, co prawda, nadziei na wygraną, ale nikt nie spodziewał się aż tak druzgocącej porażki. Pojechaliśmy na Eurowizję, żeby wypaść dobrze, może nawet bardzo dobrze, tymczasem wylądowaliśmy w ogonie peletonu.

Było nawet lepiej, niż w półfinale - ocenił po występie Kuszyńskiej Artur Orzech i jeszcze wtedy mieliśmy nadzieję, że wrócimy z Wiednia z tarczą.

Gdzie popełniliśmy błąd? Wybraliśmy słabą piosenkę, czy mieliśmy pecha nie trafić w gusta europejskiej publiczności? A może konkurencja była zbyt silna?

 

Dużo tych pytań i na świeżo trudno na nie miarodajnie odpowiedzieć. Tym bardziej, że malkontenci, którzy już wcześniej narzekali, że Monika Kuszyńska piosenką "In The Name Of Love" Eurowizji nie zawojuje, zyskali konkretny argument w postaci tabeli wyników. Polska znalazła się daleko w tyle.

Screen z TVP1

Monika, w trakcie finałowego wystąpienia, była spokojna i pewna siebie, śpiewała czysto, mocno i równo. Znakomicie kontrolowała emocje, co nie znaczy, że ich nie okazywała. Sama piosenka z kolei miała zgrabną i łatwą do zapamiętania linię melodyczną. Mocnym punktem była też spójna i przemyślana scenografia, której poruszająca się na wózku inwalidzkim Kuszyńska zdawała się być częścią. Sam wózek był zręcznie wkomponowany w scenografię i prawie niezauważalny. Całość być może była zbyt subtelna, żeby rywalizować z konkurentami, z których wielu zdecydowało się na występy mocne wizualnie, niekiedy pełne wulkanicznej energii. Wielu z nich miało po prostu lepsze piosenki i umiało je lepiej zaśpiewać. No tak, miało też może lepszych sąsiadów, bo nieoficjalnym zwyczajem jest oddawanie najlepszych głosów na kraje, z którymi się sąsiaduje.

Screen z TVP1

Szwed Mans Zelmerlow nie był moim faworytem, ale doceniam fantastyczne show, jakie stworzył. Tam wszystko było przemyślane. Poczynając od niepokojących, mrocznych efektów wizualnych, a kończąc na całkiem niezłej przecież piosence. "Heroes" dysponowało wszystkimi atutami festiwalowego przeboju: łatwą do zapamiętania melodią, masą pozytywnej energii i świetnie prezentującym się na scenie wykonawcą. "Heroes" zapewne już jutro będzie nuciła cała Europa i zapewne spora część Australii, a rozkołysany rytm uczyni z piosenki przebój dyskotek.

 
Screen z TVP1

Zwycięstwo Mansa Zelmerlowa wcale nie było pewne. Potężną rywalką Szweda okazała się drobna, filigranowa Polina Gagarina z Rosji, która zaśpiewała "A Million Voices". Piosenka, ładna przecież, powiedzmy to wprost, nie zwalała z nóg. W głosowaniu dostawała jednak sporo maksymalnych not od krajów sąsiadujących z Rosją, dzięki czemu niemal od razu wybiła się na czoło stawki. Potem już nie było tak kolorowo. Przez drugą połowę głosowania trwał dramatyczny wyścig Szwecji z Rosją, w której dopiero na kilkanaście minut przed finiszem wykrystalizował się ostateczny układ ze Szwecją w roli triumfatora.

Godne odnotowania było potraktowanie przez widownię Poliny Gagariny tak, jak każdego innego uczestnika. Rosjanka dała piękny występ, za który, wzruszona, odebrała huraganowe brawa. Rok temu występ ekipy rosyjskiej zakończył się przykrym buczeniem ze strony widowni.

Screen z TVP1

Całkiem nieźle poradzili sobie moi faworyci, Łotyszka Aminata, która zaśpiewała "Love Injected" i włoski tercet tenorów Il Volo, który ze sporą dawką szaleństwa zaśpiewał "Grande Amore". Piosenka Aminaty była trudna, nieoczywista, pozbawiona łatwej do wychwycenia melodii, ale zostawiająca na dnie serca przyjemny osad. Jeżeli dodamy do tego bajeczną scenografię, na tle której Aminata w czerwonej sukni prezentowała się niczym egzotyczna księżniczka, to mamy trudny i nieoczywisty, ale jednak przepis na festiwalowy przebój.

No i Włosi. Znać było, że panowie bawią się muzyką, mają do niej dystans i potrafią puścić oko tam, gdzie ktoś inny zachowałbym śmiertelną powagę. Głosy potężne jak dzwon (właściwie jak trzy dzwony), świetna prezencja i duże poczucie humoru bez wątpienia pozwoli im się odnaleźć równie dobrze na scenie festiwalowej, co w operze.

Screen z TVP1

Pozamuzyczną niespodzianką był udział w festiwalu Australii, która z okazji 60. urodzin Eurowizji została chwilowo "przyłączona" do Europy. Australia wystąpiła na takich samych prawach, co pozostałe kraje i, naturalnie, miała (przynajmniej w teorii) szanse na wygraną. Czy to znaczy, że w takiej sytuacji rdzennie europejski festiwal odbyłby się na innym kontynencie?

Jeśli wygra Australia, to ich telewizja będzie musiała zorganizować finał w Europie, prawdopodobnie w Niemczech. Gdyby zaś chcieli na stałe występować w Eurowizji, to musieliby ją za każdym razem wygrywać, a to jest niemożliwe - wyjaśnił Orzech.

Mało brakowało. Australia świetnie sobie poradziła w Europie, zajmując wysokie, 5. miejsce z piosenką "Tonight Again", którą zaśpiewał Guy Sebastian.

Ubiegłoroczny sukces Donatana i jego "niosek" dał nam nadzieję, że mamy na Eurowizji coś do powiedzenia. Całkowita porażka Moniki Kuszyńskiej uświadomiła nam tę prostą prawdę, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy głosują. Polska propozycja na Eurowizję zwyczajnie w Europie się nie spodobała. To nie koniec świata. Nie miała obowiązku się podobać. Mimo to ze wszech miar mamy prawo czuć się rozczarowani.

Zobacz wideo
Screen z TVP1

Jacek Zalewski

Materiały partnerów

celebrity look

Więcej o: