"Ślub od pierwszego wejrzenia" od początku wzbudzał spore kontrowersje, jednak jego ostatnia edycja, zakończona 2 grudnia, spotkała się z wyjątkowo dużą krytyką widzów. Fani formatu najpierw skarżyli się na nudę, później na wyjątkowo nieudany dobór uczestników, a następnie na brak wsparcia ze strony ekspertek (co dość znaczące, po tym sezonie wszystkie zrezygnowały z dalszego udziału w show). I choć w finałowym odcinku tylko jedna z par podjęła decyzję o rozwodzie, niedługo później okazało się, że nie przetrwało żadne z zawartych w "Ślubie od pierwszego wejrzenia" małżeństw. - Przyznam, że już od kilku sezonów nie oglądam tego programu, ponieważ nie można zaprzeczyć, że to zabawa ludzkimi uczuciami, intymnością, a można powiedzieć, że nawet i życiem - mówi nam Ewa Wąsikowska-Tomczyńska, seksuolożka, specjalistka terapii par i producentka telewizyjna.
"Ślub od pierwszego wejrzenia" określany jest przez jego twórców jako "eksperyment społeczny". Ewa Wąsikowska-Tomczyńska ma jednak problem z takim nazywaniem formatu. - Program "Ślub od pierwszego wejrzenia" nie jest żadnym eksperymentem psychologicznym czy socjologicznym. To, co się w nim odbywa, nie ma żadnego znaczenia dla nauki, chyba że mówimy o analizach medioznawczych. Kto zna się choć trochę na metodologii badań psychologicznych, doskonale o tym wie - tłumaczy ekspertka. - Jest to zwykły program rozrywkowy, którego celem jest dostarczanie widzom emocji, zabawy, tematów do plotek, komentowania. Niestety, nie ma wątpliwości, że odbywa się to kosztem jego bohaterów - dodaje.
W ostatnim sezonie programu bardzo dużo emocji wzbudziła zwłaszcza relacja Kai i Krystiana i głośna kłótnia, do której doszło między nimi przed kamerami. Widzowie nie zostawili na uczestniku suchej nitki, a część z fanów show czuła się wręcz niekomfortowo, oglądając tak burzliwą wymianę zdań na ekranie. - Ludzie komentują to, co widzą i nie została pokazana cała prawda, dlaczego tak się zachowałem i ogólnie uważam, że nie powinno to być puszczone, bo później z Kają o to prosiliśmy - komentował później uczestnik w rozmowie z "Faktem".
Z kolei Maciej, którego w tej edycji sparowano z Kasią, miał w pewnym momencie tak dość obecności kamer, że podjął decyzję o rezygnacji z dalszego udziału. - Podjąłem pewną decyzję odnośnie do tego programu, że z dniem dzisiejszym rezygnuję z programu, czyli nie rezygnuję z Kasi, tylko rezygnuję z programu, z nagrywania, wywiadów i ze wszystkiego. Poczułem się kilka razy urażony, uważam, że program uderza bezpodstawnie w moje dobre imię i kończę dzisiaj program - mówił przed kamerami.
- Musimy pamiętać, że ci ludzie są pod wpływem wielu stresorów. Pierwszym jest rzucenie się na głęboką wodę i wzięcie ślubu z osobą, której nigdy w życiu nie widzieli nawet na zdjęciu. Jeśli mają szczęście i wybrany przez ekspertów kandydat/kandydatka im się spodobają, to i tak jest to szok a sytuacja ceremonii ślubnej, na oczach rodziny, znajomych jest paraliżującym niektórych wydarzeniem - mówi nam Ewa Wąsikowska-Tomczyńska.
Ekspertka dodaje, że kolejnym wyzwalaczem stresu są kamery, z którymi większość uczestników ma pierwszy raz styczność dopiero w programie. Mają też świadomość, że ich występ zobaczy cała Polska. - Od lat pracuję również jako dziennikarka i producentka telewizyjna i doskonale wiem, jak wiele czasu potrzeba, by ludzie w znacznie mniej wymagających programach zachowywali się naturalnie, gdy są nagrywani. Wielu potrafi tygodniami przeżywać to, że udzielili wypowiedzi w sondzie ulicznej na temat pogody - dodaje ekspertka.
Ewa Wąsikowska-Tomczyńska w rozmowie z Plotkiem zwraca również uwagę, że w podczas miesiąca zdjęć do programu, po którym uczestnicy podejmują decyzję, czy zostają w małżeństwie, nie ma szans, aby wystarczająco się poznali. - Co po kilku tygodniach znajomości możemy wiedzieć o drugim człowieku? Jak się nazywa, kiedy ma urodziny i że woli kuchnię włoską od polskiej? - mówi ekspertka.
Zdaniem Wąsikowskiej-Tomczyńskiej uczestnicy "Ślubu od pierwszego wejrzenia" są wrzucani w sytuację, która odbija się na nich na długo po tym, jak gasną telewizyjne kamery. - Jeśli ktoś zamierza bronić tego formatu stwierdzeniami, że "ci ludzie sami tego chcieli, są dorośli i wiedzą, co robią", albo "są pod opieką psychologów, więc wszystko jest w porządku", to odpowiem, że niemoralnym i nieetycznym jest świadome wpędzanie ich w sytuację kryzysu - tłumaczy. - A przecież każdy, kto pracuje w obszarze zdrowia człowieka, wie, że podstawową zasadą jest nie szkodzić. Przeciętny człowiek nie ma pojęcia, jakie piętno może pozostawić na jego psychice takie doświadczenie, które dodatkowo narusza jego publiczny wizerunek - podsumowuje w rozmowie z Plotkiem.
Spotkanie Nawrockiego z Zełenskim. Ekspertka zauważyła wyraźne oznaki stresu
Pogrzeb Magdy Umer. Tłum gwiazd żegna legendarną artystkę
Maurycy Popiel otwarcie o trudnym rozstaniu z żoną. "Byłem zagubiony"
Konkol wraca do "afery majtkowej" i tłumaczy się z żartu o Wyszkoni. "Nie każdy ma dystans do siebie"
Para z koncertu Coldplay wywołała skandal towarzyski. Kochanka byłego CEO firmy opowiedziała o kulisach zdarzenia
Brad Pitt odnosi zwycięstwo w batalii sądowej z Angeliną Jolie. Aktorka musi ujawnić prywatne wiadomości
Sylwestrowe gwiezdne wojny. Kombii vs Kombi
Magdalena Wołłejko odbiła męża koleżance, potem to ją ukochany zostawił dla innej. Ten skandal wstrząsnął show-biznesem
Weronika i Gabriel z "Rolnik szuka żony" rozwiali wątpliwości. Świąteczne nagranie mówi wszystko