Jaka była Twoja największa publiczność?
- 35 tysięcy osób. Stadion w Poznaniu, 30 kwietnia. Występowałem przed Nickiem Vujicicem.
Widzę, że masz na sobie swoją słynną różową koszulę...
- Tak, z moim marzeniem na wewnętrznej stronie kołnierza. Jest tam wyszyte jedno z pięciu moich marzeń. Akurat na tej koszuli jest hasło "Żyję, żeby spotkać się z Ellen" (DeGeneres - red.). Wszystkie są po angielsku, bo było je łatwiej wyszyć. Hasła na pozostałych koszulach brzmią: "Żyję, żeby mieć dom nad brzegiem oceanu", "Żyję, żeby uszczęśliwiać innych", "Żyję, żeby być szczęśliwym" i... nie pamiętam, jak brzmi piąte. Nie pamiętasz swojego marzenia?
- Marzeń mam dużo więcej, na koszule wybrałem tylko niektóre.
Czy zgodziłbyś się z tym, że jesteś największym mówcą motywacyjnym wśród celebrytów i największym celebrytą wśród mówców motywacyjnych?
- Jeżeli pojęcie "celebryta" traktujemy pozytywnie to jest mi miło, ale nie wpływa to znacząco na moje życie. To prawda, że mój program był pierwszy ("20 m2 Łukasza" - red.), jednak staram się, żeby nie było tak, że firmy zapraszają mnie z moimi wykładami na eventy do swoich firm jako atrakcję, bo mam znaną twarz. Zaobserwowałem, że informacja o moich wykładach rozchodzi się poprzez marketing szeptany. Na odbiorców wpływa treść, którą przekazuję, a to cel mojej działalności. Zawsze pytam ludzi, czy przyszli mnie posłuchać, czy zobaczyć czy rzeczywiście mam tak duży nos, jak widać w programie (śmiech).
Skąd pomysł na motywowanie ludzi? Miałeś już przecież swój program. Obie dziedziny dzieli przepaść.
- Pozornie dzieli. Kiedyś opowiadałem o swoim programie i o swojej historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. To przekształciło się w długie spotkanie ze studentami. Dostałem potem bardzo dużo pozytywnych recenzji od uczestników. Od najmłodszych lat miałem problem z motywacją, nie działałem. Dusiłem się, bo miałem plany, ale nie potrafiłem ruszyć. Zacząłem analizować wszystkie aspekty motywacji i jej braku. Zacząłem wymyślać swoje metody na jej pozyskanie. Następnie zacząłem dzielić się tą wiedzą, ale przede wszystkim stosować się do niej. Dzięki temu powstał mój program. Cenię sobie możliwość otwierania oczu ludziom. Za pomocą wykładów pokazuję, że możemy więcej, niż się nam wydaje. Dokładnie tak, jak czasem zdanie potrafi zmienić nasze podejście do pewnych spraw, tak wykłady mogą zmienić podejście do życia.
Po Twoim wykładzie można się pociąć. Udało Ci się tyle rzeczy, że dla przeciętnego człowieka jest to niewyobrażalne.
- Rozumiem, że ja jestem nadprzeciętny? Urodzony w czepku, taki superman? Dla wielu niewyobrażalne jest to, co zrobiłem i to jest właśnie impuls, dzięki któremu można pochylić się nad własnym życiem. Jeżeli ktoś przychodzi na wykład, to jest to już pierwszy sygnał, że chce czegoś więcej od życia, a to już bardzo dużo. Gdyby nie chciał, to by robił to, co do tej pory i nie ma w tym nic złego. Nie jest nigdzie nakazane, że trzeba działać, walczyć i ubiegać się o lepszą przyszłość. Jeżeli jednak ktoś szuka rozwoju, to nie potnie się, tylko poczuje się silniejszy w swoim działaniu.
Mówca motywacyjny jest w stanie zmotywować do działania?
- Oczywiście, natomiast wyższą szkołą jest, żeby nie uzależnić kogoś od siebie, aby nauczyć taką osobę, co ma zrobić, żeby tę motywację samemu pozyskać. To nie jest tak, że ja mówię przez dwie godziny i tak programuję uczestników, że już będziecie działać do końca życia. Musimy wdrożyć zmiany w naszym postępowaniu. Sam mam problem z motywacją i to było bardzo sprytne, że się nią zająłem. Każdego dnia walczę, aby mi się chciało. Dzięki temu obcuję cały czas z problemem, o którym mówię, znam go lepiej. Przy tym wszystkim nie dajmy się zwariować. Jeżeli będziemy szczęśliwi dopiero, gdy zrealizujemy nasz cel, to stracimy sporą część życia. Bo jeżeli moim celem jest spotkanie z Ellen, to szczęśliwy będę tylko przez parę minut, jak ją spotkam. Przestańmy wywierać na sobie presję. Żyjmy tu i teraz, a cel niech będzie naszą latarnią morską.
Zacytuję Ci słowa trenerki i rekruterki Violetty Rymszewicz. "Jaką wartość rozwojową ma uczestnictwo w wielotysięcznym show z prelegentami, których jedyną kompetencją szkoleniową jest elokwencja, a cały przekaz treściowy zamyka się w odmienianym przez wszystkie przypadki "you can do it"? Coaching w polskim wydaniu to kolejny, paradoksalny, lokalny fenomen i sposób na szybką kasę samozwańczych guru samorozwoju ". Jest w tym choć cień prawdy?
Ja nie mówię, ja przede wszystkim pokazuję dowody. To, co prezentuję na wykładach, to są w 100 proc. moje historie i cele, które zrealizowałem, podparte analizą i wiedzą. Byłeś i widziałeś mój wykład i to jaki dostaję feedback, jak fenomenalnie ta treść działa. Ja nie wykluczam, że na kogoś może to nie działać. Każdy ma prawo wybrać to, co najlepiej mu pomaga i zrezygnować z obcowania z tym, co korzyści mu nie daje. Nie masz hejterów?
- Po wykładach? Nie, bo ludzie przychodzą na nie świadomie, wiedzą, czego chcą. I nie zdarzyło mi się, żeby ktoś po wykładzie napisał, że jest zawiedziony. Owszem, podchodzą i mówią, że chcieliby więcej o porażce albo o miłości. Zajmuję się nowymi tematami - nie w miarę zapotrzebowania uczestnika, a w chwili, gdy jestem na to gotowy. Bierzesz odpowiedzialność za ludzi, których motywujesz. Czy nie dopada Cię niekiedy myśl, że może manipulujesz nimi i robisz im krzywdę?
- Mam za sobą ponad 50 000 uczestników swoich wykładów na żywo i ponad milion w sieci. Nie dostałem ani jednej informacji z takim problemem. Nie jesteśmy w systemie nauczania jako obowiązkowi. Nikt nikomu nie nakazuje rozwoju osobistego. Ludzie przychodzą po wiedzę z własnej woli. Jako ludzie mamy olbrzymie możliwości, ale świat w jakim przyszło nam żyć je ogranicza. Kiedyś nie potrzebowaliśmy trenerów rozwoju osobistego, mówców motywacyjnych. Teraz jest tak dużo impulsów, natłok informacji, z każdej strony ktoś stara się do nas dotrzeć, są używki, przestaliśmy sobie ze sobą i światem nas otaczającym radzić. Człowiek w swoim życiu nie zastanawia się dlaczego zachował się tak, a nie inaczej. Powinniśmy więcej czasu spędzać na nauce obsługi naszego mózgu. Zatrzymać się na chwilę i pomyśleć skąd wzięła się w nas motywacja, skąd jej brak, dlaczego mi dobrze i dlaczego mi źle. Pozyskujemy konkretną wiedzę na swój temat. Życie wówczas staje się łatwiejsze. Nie czujesz, że trwałość efektu jest dość znikoma?
- Z motywacją jest trochę jak z używkami. Potrzebujemy jej z dnia na dzień więcej. Łatwo jest też poczuć się na chwilę lepiej. Po paru godzinach lub dniach po wykładzie motywacja spadnie. Dokładnie z tego powodu podczas wykładu uczę, co zrobić, żeby samemu pozyskać motywację, ale również, aby szybko działać, bo motywacja bez działania nie wiele nam da.
Jesteś mówcą motywacyjnym. Czujesz się też coachem?
- Jestem mówcą motywacyjnym. Ile swoich porażek przemilczałeś w swoich wykładach?
- "Przemilczałeś" brzmi, jakbym je ukrywał. Przemilczałem też dużo sukcesów i spraw prywatnych. One są i doszedłem do takiego momentu, w którym porażka nie wpływa na mnie tak negatywnie jak kiedyś. Mam świadomość, że jak w porażce dostrzeżmy sens to będzie nam łatwiej ją zaakceptować. Wcześniej każda mnie bolała, każda odmowa pracy. Kiedyś startowałem na asystenta pani Kulczyk. Moje CV przeszło pierwszą fazę. Byłem w Poznaniu w Starym Browarze na rozmowie. Aktualnie nie dziwię się, że się nie dostałem, ale wówczas był to ból. Sądzę, że wtedy jeszcze nie nadawałem się do tej pracy.
Twoje motto brzmi: "Nie ma rzeczy niemożliwych". Jednak jako ludzie jesteśmy ograniczeni i nie dokonamy wszystkiego, czego chcemy.
- W dalszej części jest "oprócz trzaśnięcia drzwiami obrotowymi". Ludzie są tak ograniczeni, że nawet to, co jest do osiągnięcia, im wydaje się, że nie jest. Na wykładach poszerzam pole widzenia uczestnika tak, aby ten dostrzegł możliwości. To działa.
Motywujesz głównie opowiadając o swoich sukcesach. Jest w tym jakiś jakaś doza narcyzmu?
- Jest, nawet to analizowałem. Każda rzecz dzieje się z jakiegoś powodu, zazwyczaj ma to źródło w dzieciństwie. Pytanie: czy z tym walczyć? Jako ktoś, kto miał 4 operacje na oczy, kto był koślawy, chudy i nie akceptowany w środowisku, znalazłem sobie na tamten czas sposób na to, żeby się znaleźć w centrum zainteresowania i komuś zaimponować. To właśnie ten system doprowadził mnie do miejsca, w którym jestem. Najważniejsze teraz to balans, aby mieć świadomość, dlaczego coś robię, ale też potrafić żyć bez tego. Mógłbym "wyleczyć się z problemu", ale kto wie, czy nadal chciałbym tak intensywnie działać, imponować. Negatywne emocje skłaniają Cię do działania?
- Ja to nazywam motywacją ambicjonalną. Kiedy byłem mały i starałem się coś zrobić, snułem plany, to wszyscy mówili, że mi się nie uda. Pewnego dnia odpowiedziałem: "Mnie się nie uda? Ja wam k*rwa udowodnię, że się uda!". Jeżeli jest w tym równowaga, to sądzę, że jest to dobry sposób na pozyskanie motywacji.
Przeglądasz się w publiczności jak w lustrze?
- Mój problem trochę polega na tym, że ja nigdy nie poczułem się, jakbym osiągnął coś nadzwyczajnego. Zatem nie mogę się przeglądać.
Nie dopadają Cię czasami chwile zwątpienia? Nie masz ochoty rzucić tego wszystkiego i zająć się czymś innym?
- Miałem taki przełomowy okres kilka miesięcy temu. To był niekomfortowy czas, bo jedną nogą stałem w przeszłości, a czułem, że idą nowe, ekscytujące rzeczy. Natomiast musiało minąć trochę czasu, po prostu musiałem pogodzić się ze sobą, polubić i zaakceptować siebie.
Było jakieś przedsięwzięcie, o którym z góry wiedziałeś, że jest niewykonalne, i nawet się za to nie zabrałeś, choć chciałeś?
Jeżeli jest coś niemożliwego, to szukam rozwiązań. Dużo rzeczy jest takich, o których wiem, że będą wymagały ode mnie dużego angażu, że będę musiał się bardziej skupić, żeby wygenerować lepszy pomysł na dojście do nich. Na przykład wywiad z Anastacią. To kosztowało mnie dużo pracy, ale było wykonalne, a dla większości ludzi jest to rzecz niewyobrażalna. Albo wywiad z Zackiem Efronem i Emily Ratajkowsky, który zrobiłem w Londynie. Części odbiorcom tak bardzo nie mieściło się to w głowie, że pisali w komentarzach, że to manipulacja. Myśleli, że ja byłem Warszawie i nagrałem pytania, a aktorzy w Londynie, a potem zostało to zmontowane. Jak duże jest ograniczenie w głowach ludzi, skoro pokazuję najzwyklejsze zdjęcie z Lady Gagą, z Bilem Clintonem czy z Beyonce, a ludzie mówią, że to jest fotomontaż. Dla mnie to jest tak naturalne, jak wypicie kawy.
Skoro nie ma rzeczy niemożliwych, a ogranicza nas tylko nasza głowa, to czy w obrębie Twojego kosmosu mieści się na przykład spotkanie z Barackiem Obamą?
-Spotkałem się z Billem Clintonem i Georgem W. Bushem, nie widzę problemu, żeby się spotkać z Barackiem Obamą.
Jesteś wiecznie uśmiechniętym człowiekiem...
- Nie jest to prawdą, ale większość czasu jestem.
Oczywiście, że nie, ale tworzysz taki wizerunek. Jaki jest Łukasz Jakóbiak, kiedy ma zły dzień? Nie pokazujesz się wtedy ludziom, żeby nie stracić wizerunku?
- Jeżeli zacznę podejmować decyzje ze względu na wizerunek, to zacznę być niewolnikiem. Rzeczywiście unikam wychodzenia z domu jak jest mi źle, ale nie dlatego, żeby mnie nikt nie widział, po prostu nie chcę wychodzić. Zapalam świecę w łazience, w tej słynnej, włączam muzykę, bo muzyka potęguje emocje, zarówno te dobre jak i te złe, i mam czas na analizę, zazwyczaj jest to jeden zapętlony utwór ponieważ nie wybija mnie z rytmu myśli.
Czyli świeca, wanna i wino?
- Nie, ja prawie w ogóle nie piję alkoholu. Słucham muzyki, myślę i analizuję. Żeby coś wymyślić, potrzebuję wolnego czasu, na przykład samolot albo spa. Zawsze mam przy sobie telefon i zapisuję myśli.
Chodzisz do spa, żeby myśleć?
Potrzebuję spokoju, aby móc coś wymyślić, przeanalizować, zaplanować i wygenerować motywację potrzebną do realizacji. Masaż jest dla mnie jedną z ważniejszych metod na relaks i wymyślanie projektów.
Specjalnie tak urządziłeś kawalerkę, żeby dobrze wyglądała w internecie, czy po prostu taki jest twój styl?
- Taka była, kiedy ją wynająłem. Nie było łóżka, więc dokupiłem sobie materac, a dopiero w tym roku dokupiłem stelaż. Wcześniej materac leżał na podłodze. Zmieniłem tylko ustawienie mebli. W między czasie zrobiłem mały remont. Pierwszy odcinek musiałem powtarzać, bo gość siedział tyłem do okna i miał na twarzy cienie. Przerzuciłem więc wszystkie rzeczy na ścianę vis-a-vis okna, żeby mieć naturalne światło, bo w kawalerce nie używam oświetlenia sztucznego.
Kawalerka to już legendarne miejsce. Zamierzasz ją kiedyś wykupić?
- Nie wykluczam.
Sprzątasz ją specjalnie przed programem?
- Zdarza się. Generalnie jestem bardzo poukładany, więc nadzwyczajnie nie przygotowuję mieszkania.
Mark Zuckerberg chodzi w szarych koszulkach, Steve Jobs chodził w czarnych golfach. Twój image grzecznego chłopca z przylizanymi włosami to świadomy zabieg wizerunkowy, czy po prostu tak lubisz?
Nie zastanawiałem się nad swoim wizerunkiem. On w żaden sposób nie jest wykreowany, z bardzo prostego powodu. Wychodzę z założenia, że jeżeli wykreujemy coś, co nie jest zgodne z nami, to musimy się tego trzymać, musimy o tym pamiętać. To zabiera potrzebną energię. Miałem kolekcję piętnastu swetrów w serek w różnych kolorach i to było wygodne.
Rozmawiał Jacek Zalewski
Pobierz nową aplikację Plotek.pl na telefony z Androidem
Jaka była Twoja największa publiczność?
- 35 tysięcy osób. Stadion w Poznaniu, 30 kwietnia. Występowałem przed Nickiem Vujicicem (Łukasz pokazuje w smartfonie zdjęcia z imprezy).
Widzę, że masz na sobie swoją słynną różową koszulę...
- Tak, z moim marzeniem na wewnętrznej stronie kołnierza. Jest tam wyszyte jedno z pięciu moich marzeń. Akurat na tej koszuli jest hasło "Żyję, żeby spotkać się z Ellen " (DeGeneres - red.). Wszystkie są po angielsku, bo było je łatwiej wyszyć. Hasła na pozostałych koszulach brzmią: "Żyję, żeby mieć dom nad brzegiem oceanu ", "Żyję, żeby uszczęśliwiać innych ", "Żyję, żeby być szczęśliwym " i... nie pamiętam, jak brzmi piąte.
Nie pamiętasz swojego marzenia?
- Marzeń mam dużo więcej, na koszule wybrałem tylko niektóre.
Czy zgodziłbyś się z tym, że jesteś największym mówcą motywacyjnym wśród celebrytów i największym celebrytą wśród mówców motywacyjnych?
- Jeżeli pojęcie "celebryta" traktujemy pozytywnie to jest mi miło, ale nie wpływa to znacząco na moje życie. To prawda, że mój program był pierwszy ("20 m2 Łukasza" - red.), jednak staram się, żeby nie było tak, że firmy zapraszają mnie z moimi wykładami na eventy do swoich firm jako atrakcję, bo mam znaną twarz. Zaobserwowałem, że informacja o moich wykładach rozchodzi się poprzez marketing szeptany. Na odbiorców wpływa treść, którą przekazuję, a to cel mojej działalności. Zawsze pytam ludzi, czy przyszli mnie posłuchać, czy zobaczyć czy rzeczywiście mam tak duży nos, jak widać w programie (śmiech)..