Wojciech Mann 25 stycznia obchodził 77. urodziny, co stało się punktem wyjścia do głębokich refleksji na temat życia i śmierci. Jak sam przyznał, śmierć jest coraz częściej obecna w jego życiu.
Mann nie ukrywa, że dojrzałość i doświadczenie życiowe skłaniają go do częstszych rozmyślań o końcu życia. - Śmierć mnie otacza, bo umierają ciągle jacyś ludzie, których znałem. I z branży, i spoza branży, i młodsi ode mnie. To istnieje cały czas wokół mnie, ta świadomość - mówił w jednym z wywiadów. Dziennikarz zdradził, w jaki sposób nie chciałby odejść. - Ja się boję takiej świadomości, że to za chwilę nastąpi. Chciałbym dokonać tego jakoś tak nieświadomie, może przez sen. Najstraszniejsze jest dogorywanie w szpitalu. To jest psychicznie niestety nie bardzo przyjemne - wyznał w programie "Prześwietlenia" Janusza Schwertnera. - Próbuję nie popaść w stan wegetacyjno-oczekujący na zgon. Między innymi dlatego tu przyszedłem i zrobię zaraz jakąś audycję, a potem może się z kimś trochę pokłócę, żeby, tak długo jak mogę, działało. W głowie i wszędzie - dodał.
W tej samej rozmowie Mann poruszył również temat utraty swoich bliskich. Jego myśli wciąż są przepełnione wspomnieniami o tych, którzy odeszli, a byli niezwykle ważni dla dziennikarza. - Trzy zupełnie różne dochodzenia do tego stanu ostatecznego. Kompletnie niespodziewane w przypadku Sojki w chwili, gdy był, jak sądzę, pełen nadziei na fajny występ, był po próbie... Kasia Stoparczyk, która po prostu jechała samochodem. Szanse na to, że nie dojedzie, wydawały się bardzo, bardzo małe. Jeszcze sytuacja, w której ona zginęła: wjazd innego samochodu z niewielką szybkością, ludzie, no wszystko jest możliwe. No i Joasia, która była zdiagnozowana, wiadomo było, że to jest dziadostwo, że świństwo, że to jest bardzo ohydny rodzaj nowotworu. Każde jest inne. A teraz jeszcze żona Ryśka Rynkowskiego... - powiedział Mann.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!