Więcej na temat polskiego show-biznesu przeczytasz na gazeta.pl
W mediach pojawiła się informacja, że Natasza Urbańska, po opuszczeniu teatru udała się na wywiad. Jak podawał "Super Express" tak się spieszyła, że znacząco przekroczyła prędkość. Na dowody wykroczenia tabloid dołącza zdjęcie licznika, który wskazuje 85 km/h. W kadrze widać również znak ograniczający prędkość do 40 km/h. Piosenkarka twierdzi, że została zmanipulowana przez jednego z kierowców.
Do zajścia miało dojść przy jednej z większych ulic w Warszawie. Jak twierdzi tabloid, Natasza Urbańska swoim drogim mercedesem "pędziła przez miasto o 45 km/h za dużo. Tylko 5 km/h dzieliło ją od granicy utraty dokumentu. Za takie przewinienie gwiazda powinna dostać 13 pkt. karnych i co najmniej 1000 zł mandatu". Czyżby nie do końca tak było?
Natasza Urbańska wydała na InstaStories oświadczenie, w którym opisała, jak sytuacja wyglądała z jej perspektywy. Celebrytka twierdzi, że została zmanipulowana przez mężczyznę, który ewidentnie szukał sensacji. Czekał na nią przed teatrem, a kiedy tam nie udało mu się "znaleźć sensacji", ruszył za nią w miasto.
Na ulicy, jadąc bardzo daleko za mną, dodał gazu, aby sfotografować swój licznik, zarzucając mi przekroczenie prędkości. Zresztą pod koniec "tej przejażdżki" wyprzedził mnie ten pan, znudzony moją zbyt wolną jazdą. Pan jest piratem drogowym. Przekraczając dozwoloną prędkość, używając telefonu podczas jazdy, aby zrobić zdjęcie, które jest dowodem na złamanie przez pana przepisów drogowych — zrelacjonowała.
Aktorka liczy na to, że mężczyzna poniesie konsekwencje.