Więcej ciekawostek z życia gwiazd znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Anna Wendzikowska jest samodzielną mamą dwóch uroczych dziewczynek. Dziennikarka uwielbia podróże i chętnie zabiera ze sobą córki. Twierdzi, że udało jej się stworzyć dla nich bezpieczny dom, a w trójkę stanowią szczęśliwą rodzinę, jednak w ostatnim wywiadzie przyznała, że droga do celu nie była łatwa. - To, co wydarzyło się przez dwa ostatnie lata mojego życia, to koszmar - powiedziała w podcaście portalu Ofemin.pl.
Prezenterka ma dwie córki - starsza, Kornelia, przyszła na świat w 2015 roku. Jej tatą jest wokalista Audiofeels, Patryk Ignaczak. Młodsza, Antonina, urodziła się trzy lata później. Partnerem prezenterki był wówczas biznesmen Jan Bazyl. Para przeszła kilka kryzysów, a ostatecznie rozstała się na dobre. Prezenterka podkreśla, że walczyła o tę relację, także w ramach terapii dla par. Starania spełzły jednak na niczym.
W trudnych momentach okazywało się, że ta druga osoba nie jest w stanie za bardzo ogarnąć rzeczywistości - przyznała Wendzikowska.
Nasze pierwsze rozstanie przypadło tuż po narodzinach mojej młodszej córeczki. Ale jak poszliśmy na terapię, to przez jakiś czas nam się układało. Potem, jak zaczęła się pandemia, ta trudna sytuacja spowodowała, że znowu strzeliły bezpieczniki, że tak powiem - wyjaśniła.
Podkreśliła, że po rozstaniu dowiedziała się "rzeczy, których nie wiedziała wcześniej" na temat byłego partnera.
Generalnie, gdy byłam w ciąży, kiedy byliśmy jeszcze przecież dosyć krótko razem, to… Nie, nie chcę mówić, to nie ma sensu. Natomiast to mi dało dobitnie świadomość, że innej drogi nie ma i że mam zupełnie inny system wartości. Choć wydaje mi się, że jestem dość tolerancyjna, to są pewne rzeczy, które są dla mnie nieakceptowalne. I na tym się po prostu budować nie da.
Dziennikarka przechodziła przez trudne momenty w relacji, kiedy na świat przychodziła jej druga córka. Niedawno w podobnej sytuacji znalazły się inne znane mamy, m.in. Joanna Opozda.
Strasznie mi szkoda, bo tak patrzę na te fajne dziewczyny dookoła, i myślę sobie, że mamy chyba jakiś tragiczny, ogromny kryzys męskości. A tak nie powinno być - stwierdziła.
Moment końcówki ciąży, urodzenia dziecka to jest jakiś koszmar dla kobiety. Te hormony, które w nas buzują, ten ogromny wysiłek naszego organizmu! To jest przecież tak, jakbyśmy miały przez dziewięć miesięcy pasożyta, który żywi się naszym organizmem, naszą energią, nami. I to jest naprawdę, i mentalnie, i fizycznie, duży ciężar do uniesienia. A dziecko wspólne. Dlatego, powiem szczerze, źle spoglądam na mężczyzn, którzy w takiej sytuacji nie okazują się mężczyznami - przyznała.
Wendzikowska stwierdziła jednak, że nauczyła się nie przejmować rzeczami, nad którymi nie ma kontroli. To przyniosło jej ulgę i pozwoliło zbudować pełen miłości dom dla córek.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!